poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 39 "My life and love ?"

Otworzyłam oczy i biegiem zerwałam się z łóżka do łazienki. A potem znowu zwymiotowałam. Cholera, skoro to nie ciąża to co to jest? Do drzwi zapukał Chris.
- Holly, wszystko w porządku?
- Tak. Nie martw się zaraz wyjdę – zwymiotowałam.
- Nie jest dobrze, prawda? Mogę wejść? – chciał otworzyć drzwi, ale zablokowałam je nogą.
- Nie. Nie wchodź. Zaraz wychodzę i wszystko jest okey – skłamałam, ale nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Umyłam twarz i zęby. Uczesałam się i wyszłam. W sypialni stały spakowane walizki. Zdziwiłam się.
- Jedziemy gdzieś? – zapytałam.
- Tak, wracamy do domu.
- Dlaczego?
- Jesteś chora.
- Nie jestem.
- No wcale, bo wymioty, gorączka i coś jeszcze, co nie chcesz mi powiedzieć to objawy szczęścia.
- Chris, nie wymiotuję – nie chciałam stąd wyjeżdżać, na dodatek przeze mnie.
- Dlaczego mnie okłamujesz? – podszedł do mnie i chwycił za podbródek podnosząc moją głowę do góry, tak żebym na niego spojrzała. – Twoje zdrowie jest ważniejsze niż jakieś wakacje.
- Posłuchaj, to pewnie tylko zatrucie pokarmowe – wiedziałam, że nie, bo ileś czasu nic nie jadłam, ale on to też zauważył.
- Nie jadłaś nic przez 36 godzin i to ma być zatrucie pokarmowe? Holly, proszę cię. Nie jestem głupi.
- Nie chcę, żebyśmy skracali wakacje przeze mnie.
- To nie jest twoja wina.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. Tu z tobą jestem szczęśliwa.
- Ale nie ma tutaj żadnego lekarza.
- Poczekajmy do jutra. Jeśli mi przejdzie zostaniemy, jeśli nie to możemy wracać, okey?
- No dobrze – pocałował mnie w czoło – Niech ci będzie – odetchnęłam z ulgą. Tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałam w co się pakuje. Było jeszcze gorzej niż każdy z was może sobie wyobrazić. Poszliśmy do kuchni, a ja z każdym krokiem krzywiłam się z bólu. Usiadłam na krześle i z wymuszonym przez siebie uśmiechem, czekałam na coś dobrego, chociaż tak naprawdę miałam chęć położyć się spać. Po 30 minutach gadania dostałam porcję smacznego spaghetti. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że wcale nie chciało mi się jeść.
- Nie smakuje ci?
- Jest naprawdę pyszne – wymusiłam uśmiech.
- To dlaczego nie jesz?
- Nie mogę. Chris przepraszam cię – spojrzałam na niego błagalnie.
- Wiesz, że u ciebie to nie jest normalne, prawda? Uwielbiasz jeść.
- Tak, wiem, ale to nie znaczy, że jestem chora. W takim klimacie nawet największy obżarciuch dużo by nie jadł – próbowałam się bronić czymkolwiek mogłam i chyba podziałało.
- Okey, ale obiecaj, że zjesz kolację – no ładnie to zaczęła się zabawa w mamusię i niejadka.
- Postaram się, ale nie obiecuję – uśmiechnął się.
- Czego ja ci tak łatwo ustępuję? – pocałowałam go w policzek, wypiłam szklankę zimnej wody i położyłam się na sofie. Znowu było mi niedobrze.
- Idę się przebrać i idziemy na plażę, okey? – nie czekając na odpowiedź pobiegłam schodami na górę. Zrobiłam to, co robiłam ostatnio co jakąś godzinę i potem rzeczywiście poszłam założyć strój kąpielowy.  Wyszliśmy dopiero po jakiejś godzinie, bo Christopher musiał mnie nasmarować jeszcze toną olejków i kremów przeciwsłonecznych i znaleźć śmieszny kapelusz na głowę.

Najpierw poszliśmy posurfingować, a potem spacerowaliśmy brzegiem morza. Ze szczęścia zapomniałam o całym bólu. Potem zaczęliśmy biec (bo przez to, że przegrał wyścig wolał to nazwać bieganiem, a nie ściganiem się) i tańczyć idąc (sama nie wiem, czy się tak da, ale wyszło na to, że tak).  Zaszliśmy naprawdę daleko i mieliśmy iść jeszcze dalej, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa, więc powoli wracaliśmy.
Położyłam się na leżaku.  Moje mięśnie i wszystkie kości – jeszcze nigdy nie czułam ich tak dobrze.
- Idę popływać! – krzyknął.
- Okey! – zamknęłam oczy i próbowałam się odprężyć na słońcu.  Chwilę potem mało by brakowało, a dostałabym szoku termicznego. Mokry Chris, delikatnie usiadł na moich kolanach. Pisnęłam.
- Miałeś iść na deskę – podniosłam się, a on chwycił za moje łokcie, przyciągnął moje ciało do swojego lodowatego i zaczął całować.
- Nie moja wina, że działasz na mnie jak magnez – powiedział, a ja zaczęłam się śmiać, jak głupia.
- Idź już – lekko go odepchnęłam, ale nie mogłam odkleić od niego swoich warg. W końcu tak go odepchnęłam, że oboje wylądowaliśmy na piasku.
- Kocham cię – powiedziałam.
- Myślisz, że ja ciebie nie? – raz jeszcze mnie pocałował, posadził z powrotem na leżaku i pobiegł do morza. Leżałam na słońcu z dobre 2 godziny, potem wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni. Miałam teraz ochotę na coś do jedzenia. Od razu sobie pomyślałam, że może rzeczywiście miałam jakiś kryzys związany z tą zmianą klimatu i teraz wszystko będzie dobrze. Fajnie by było, ale kiedy zaczęłam kroić pieczywo na kanapki z ręki wypadł mi nóż, ale nie przypadkowo. Powoli traciłam czucie w rękach. Przestraszyłam się. Szybko poszłam do salonu i położyłam się na sofie. Starałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Przyszedł Chris. Nic mu nie mówiłam. Wolałam go nie martwić.
- Będę czekać na ciebie w sypialni. Jestem już zmęczona.
- Dobrze – powoli się podniosłam, kontrolując swoje ciało. Wszystko było już w porządku. No prawie. Kiedy dochodziłam do sypialni, niczego nie widziałam i po chwili zemdlałam.

                                                       
___________________________
Kochani, nie będzie mnie od 27.07 do 8.08
Wyjeżdżam na kolonie i na 99% nie będzie
tam internetu. Musicie, więc wytrzymać beze mnie
i bez moich rozdziałów.
Mooocno Was całuję ;*



czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 38 " My life and love ?"

W końcu wpuściłam Chris'a na łóżko. Jednak następnego dnia, kiedy się obudziłam jego nie było,a mnie bolały wszystkie kości i mięśnie. Przeszłam " tajnym przejściem " do łazienki, a potem do garderoby. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół i od razu poczułam złość. Ta sprzątaczka znowu się tu władowała, a Chris jeszcze się z nią świetnie dogadywał. Podeszłam do niego i bez zastanowienia na oczach tej dziewczyny go pocałowałam.
- Cześć kochanie - usiadłam mu na kolanach.
- Dzień dobry skarbie - uśmiechnął się.
- Chris posprzątać jeszcze salon i łazienkę na górze? - byłam lekko zaskoczona tym, że są ze sobą na "ty".
- Nie trzeba, może sobie pani iść - odpowiedziałam.
- Nie mów do mnie pani. Jestem byłą Chris'a. Julia - zamurowało mnie. Jeszcze jedna? I to tutaj? - Na pewno nie sprzątać na górze?
- Na pewno - wymusiłam blady uśmiech. Wyszła. Spojrzałam pustym wzrokiem na Chris'a szukając w jego oczach jakiegoś wytłumaczenia. Ale on też był zbity z tropu. Wstałam i zaczęłam robić śniadanie.
- Dlaczego ona i dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - zapytałam spokojnym głosem, chociaż trudno mi było ukryć rozczarowanie i złość.
- Sam byłem zdziwiony, a wczoraj jej nie widziałem, bo ją wywaliłaś tak jak dzisiaj.
- Po co nam jakaś sprzątaczka? Nie jesteśmy małymi dziećmi. Bałaganu też nie ma, a jeśli ci coś nie pasowało to mogłeś sam posprzątać - odwróciłam się do niego przodem i oparłam o blat.
- Jesteśmy na wakacjach, więc nie będziemy sprzątać.
- Będziemy.
- Nie i nie wiedziałem, że to ona będzie sprzątać. Mój tato wszystko załatwiał.
- Skoro ty nie chcesz sprzątać, to ja to będę robić, bo nie chcę, żeby jakaś twoja -ex tutaj przychodziła.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka zazdrosna - przygryzł dolną wargę - Wyglądasz wtedy słodko - podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i zaczął całować mnie po szyi idąc w górę do ust. Lekko go od siebie odepchnęłam.
- Muszę iść sprzątać - zachichotałam.
- A ja muszę zadzwonić po jakąś starszą kobietę do sprzątania - skrzywił się.
- Tylko, żeby to nie była jakaś babcia, bo nie pozwolę, żeby się przemęczała - wybuchłam śmiechem.
Po posprzątaniu łazienki, a zajęło mi to całe dziesięć minut, zaczęliśmy zbierać się na surfing. 
- Holly!
- Tak? 
- Przyjdź do garderoby!
- Okey! Zaraz przyjdę - spięłam włosy w kok i pobiegłam do Chris'a.
- Co się stało? - zapytałam.
- Proszę - wręczył mi duże niebieskie pudełko.
- Co to jest?
- Zobacz - otworzyłam prezent i wyjęłam odpowiedni strój do surfingowania.
- Chris! Ale ja jeszcze nie umiem dobrze pływać.
- Umiesz. Jestem tego pewien.
- Dziękuję - byłam szczęśliwa. Pocałowałam go w policzek i poszłam się przebrać.
Chris miał rację. Dzisiaj pływałam na desce bez żadnego problemu i upadku. Jejku, jak ja się cieszyłam, że dałam radę się tego nauczyć! Tylko byłam jakoś dziwnie zmęczona. Przecież się wysypiałam i wszystko powinno być okey. Ale nie było. I ja to czułam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wyszłam z wody pod pretekstem, że muszę się poopalać. Jednak szybko wróciłam do domu. Nie wytrzymywałam na słońcu. Zauważyłam też, że nie byłam głodna, chociaż w końcu nie zjadłam tego śniadania. Ani wczorajszej obiadokolacji. Coś było nie tak. Położyłam się na sofie w salonie i włączyłam klimatyzację. Było mi strasznie gorąco, a mimo to się trzęsłam. Po godzinie przyszedł Chris. Ukląkł przy mnie i zaczął się bawić moimi włosami.
- Idziemy na imprezę? - uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam na to ochoty i siły.
- Gdzie?
- Kilkaset metrów stąd. Damy radę.
- Idziemy - wstałam i zaczęło mi się kręcić w głowie. Jednak z przyklejonym uśmiechem poszłam się przebrać. Kiedy zaczęłam prostować włosy zrobiło mi się niedobrze. Cholera. Odwróciłam się i zwymiotowałam do umywalki. Czułam się okropnie. Przez głowę przeleciało mi, że mogę być w ciąży. Tylko nie to. Zaczęłam grzebać w kosmetyczce. Ktokolwiek mnie pakował, a nie byłam to ja, niech włożył tu test. Błagam! Znalazłam. Zrobiłam test i czekałam, a w myślach się modliłam, żebym tylko nie była w ciąży. Mam dopiero 18 lat! Nie dam rady! A jak by zareagował Chris? Wolałam o tym nie myśleć. Uff. Jedna kreska.
Odetchnęłam z ulgą i znowu zwymiotowałam.
- Jesteś już gotowa?
- Kochanie, źle się czuję nie dam rady. Przepraszam - wyszłam z łazienki.
- Co się dzieje?
- Muszę po prostu odpocząć - ledwo doszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku.
- Dobrze. Nic się nie stało - pocałował mnie w czoło - Holly masz gorączkę - pobiegł po termometr, ale kiedy wrócił ja już spałam.

_______________________
Coś tam jest :)
Szału nie ma.
Kocham Was <3

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 37 "My life and love ?"

Czytasz = komentarz ;*

*Następnego dnia*

Otworzyłam oczy. Była 10:34. Chris  jeszcze spał. Wysunęłam się delikatnie z jego objęć, założyłam szlafrok i wymknęłam się cicho z sypialni. Kiedy weszłam do kuchni, mało co nie dostałam oczopląsu. Przy stole ze ścierką w obcisłym stroju kręciła się kilka  lat starsza ode mnie kobieta. Musiałam przyznać, że figurę i buźkę miała niczego sobie.
- Co pani tu robi? – zapytałam.
- Pracuję – odburknęła mi pod nosem.
- A długo jeszcze będzie pani pracować? – chciałam się jej jak najszybciej pozbyć. Jeszcze tego brakowało, żeby Chris ją zobaczył.
- Jak skończę to wyjdę, nie? – bardzo miła ta nasza sprzątaczka.
- W takim razie kończy pani teraz. Do widzenia – wywaliłam ją z domu. Popatrzyłam na kuchnię. Wszystko było już posprzątane. Jak na razie niczego nie musiałam robić. Oprócz śniadania. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam miseczkę, pokroiłam owoce, posypałam musli i polałam jogurtem. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. W pewnym momencie Chris od tyłu mnie przytulił i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz, że nie ucieka się facetowi z łóżka?
- Bo co?
- Bo on wtedy za bardzo tęskni i jest zdolny do wszystkiego.
- Jak mam to odebrać? – posadził mnie na stole i objął w talii.
- Musisz być gotowa na wszystko – musnął moje usta.
- Nadal nie wiem o co ci chodzi – zachichotałam, a on westchnął.
- Mam bardzo mądrą dziewczynę – skrzywił się – Ale tak naprawdę – przerwał – Ja też nie wiem – szepnął mi do ucha, jak jakąś tajemnicę. Wybuchliśmy śmiechem.

*Kilka godzin później*

Pomimo ogromnej cierpliwości Chris’a przez pierwszą godzinę nadal nie udało mi się zrobić żadnego postępu. Dopiero pod koniec, kiedy miałam już wychodzić wreszcie stanęłam na tej głupiej desce i utrzymywałam równowagę przez długi czas.
- Chris, udało mi się! Udało! – skoczyłam do wody.
- Mówiłem – pocałował mnie – Jestem z ciebie dumny – wyszczerzyłam się i wyszłam z wody. Potem już tylko leżałam na leżaku pochłaniając witaminę D. Starałam się nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała wejść do lasu pełnego robactwa.
- Idziemy! – rzucił mi sukienkę.
- Muszę?
- Tak! – złapał mnie za rękę i pociągnął. Kilkanaście kroków i już wchodziliśmy do miejsca pełnego tropikalnych drzew, krzewów i traw. Ponieważ dróżka była wąska, Chris szedł przede mną. Pewnie myślicie, że byłam z tego powodu zachwycona – bo jeśli coś wyskoczy to na niego i on znał drogę -  ale wcale tak nie było. Chris szedł szybko. Za szybko. Nie nadążałam.
- Zwolnij trochę!
- Jeśli chcesz wrócić przed nocą to się pośpiesz!
- Ale chyba nie musisz tak szybko maszerować, co?
- Skarbie, nie marudź – przecież z moją kondycją nie było aż tak źle. Chyba. Postanowiłam jednak spiąć tyłek, zacisnąć zęby i iść w jego tępie. Co było cholernie trudne. Cały czas marudziłam. Nie wiem skąd on ma tyle cierpliwości.
- Z tobą coś nie tak, czy co? Bo jakoś nadzwyczajnie pięknie to tu nie jest.
- Poczekaj. Zaraz dojdziemy – przecież tu było tylko zielono. Żadnego czerwonego kwiatka, nie mówiąc już o innych kolorach. Po jeszcze 10 minutach drogi, wreszcie doszliśmy. Zamurowało mnie.
- Okey. Tu jest nadzwyczajnie pięknie – mimo, że była tu cała polana żółtych, czerwonych, fioletowych, różowych, a nawet niebieskich kwiatów i nad nami latały różne gatunki nieznanych mi ptaków i motyli moje nogi bolały. Usiadłam na trawie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba, ale nie przypuszczałem, że będziesz tak marudzić – zachichotałam. Wstałam i zaczęłam zrywać kwiaty, tworząc z nich kolorowy bukiet.
- Musimy już wracać jeśli nie chcesz tu nocować.
- Nie, nie mam zamiaru tu spać – zaczęłam iść z powrotem, a on zaczął się śmiać. – Co cię tak bawi?
- Nic, nic. Teraz ty prowadzisz?
- Tak, bo ty za szybko idziesz.
- No dobra – szliśmy troszkę wolniej niż w tamtą stronę. Chris cały czas coś nawijał, ale ja go nie słuchałam. Właściwie to wszystkie moje myśli były skupione na jakiejś starej piosence. W pewnym momencie pięć centymetrów od mojego nosa, nie wiadomo skąd pojawił się pająk. Zaczęłam się wydzierać i piszczeć. Cofnęłam się i wskoczyłam Chrisowi na ręce. A on się śmiał.
- Spokojnie, to tylko mały pajączek.
- Mały?!
- Tak kochanie – nie przestawał się śmiać.
- Ja tu mało co nie dostałam zawału, a tobie tak wesoło?! – byłam oburzona.
- Tylko się nie obrażaj – stanęłam na nogach i kontynuowałam drogę powrotną. Obyło się już bez niespodziewanych gości. Kiedy doszliśmy do domu. Wypiłam tylko szklankę soku i bez słowa poszłam pod prysznic. Potem wskoczyłam od razu do łóżka. Byłam padnięta.
- Słodkich snów z pajączkami – usłyszałam.
- Spadaj – warknęłam i rzuciłam go poduszką. – Dzisiaj śpisz na podłodze – rozłożyłam się na środku łóżka.
- Och nie! Dlaczego? – udawał zasmuconego, ale mu coś nie wychodziło.
- Bo tak – sztucznie się uśmiechnęłam.
- Nic z tego – wepchał się koło mnie.

- No właśnie. Nic z tego – lekko go popchnęłam, a on z hukiem spadł na podłogę – wybuchłam śmiechem.

________________________
Niby taki zwykły, ale mi się podoba ;D
A Wam?

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 36 "My life and love ?"

Przezroczyste morze, zadbana plaża, a za nią gęsty, tropikalny las. Na środku pod słomianym parasolem stały dwa leżaki i drewniany stolik. Za mną był średniej wielkości dom z drewnianymi okiennicami i tarasem. Na mojej głowie wylądował wianek z różowych kwiatów.
- I jak?
- Jejku Christopher! Tu jest cudownie!
- A od kiedy to mówisz do mnie po pełnym imieniu?
- Przeszkadza ci to?
- Właściwie to mi się to podoba.
- To co będziemy robić?
- Idziemy surfingować.
- Ale ja nie umiem.
- Dlatego idziemy razem - wróciliśmy do domu, żeby się przebrać. Weszłam do garderoby i zaczęłam szukać bikini. Właśnie wtedy się zorientowałam, że to nie są moje ubrania. To co miałam na sobie też nie było moje.
- Chriiis!
- Co się stało? - przybiegł w samych bokserkach.
- Gdzie są moje ubrania?
- Tutaj - wyszczerzył się.
- Nie, to nie jest moje.
- Od dwóch dni jest.
- A gdzie są moje stare ubrania?
- W twoim domu.
- Jest tu jakiś strój kąpielowy?
- Oczywiście - wyjął czarne bikini i kąpielówki dla siebie.
- Dziękuję - wypchnęnajgorszy pokoju.
- Może ci pomóc? - usłyszałam za drzwiami.
- Dam sobie radę - chociaż ktoś w sumie by się przydał - No dobra. Chodź tu!
- Wiedziałem - zadowolony szczerzył zęby.
- Nie ciesz suę tak, tylko mi zawiąż górną część stroju. No już! - odwróciłam się do niego tyłem i czekałam aż zawiąże. Po 10 minutach wchodziliśmy już do wody. Próbowałam chyba z milion razy ustać na tej desce dłużej niż sekundę,ale za każdym razem lądowałam w wodzie. Oczywiście nie obyło się bez śmiechu.
- Nie dam rady - położyłam się na desce.
- Oczywiście, że dasz - odgarnął mi mokre kosmyki włosów z policzka.
- Jak ty to tak dobrze robisz?
- Lata praktyki.
- Ani razu się nie wywróciłeś.
- Ty też nie będziesz - musnął moje usta.
- Jasne.
- Zobaczysz.
- Jestem zmęczona. I głodna.
- To idziemy coś zjeść - wziął deskę i mnie za rękę i wróciliśmy do domu. Kiedy wyszłam z łazienki poczułam zapach pieczonego kurczaka.
Zbiegłam po schodach mało co się nie zabijąc. I to tak dosłownie. Na końcu schodów się wywaliłam.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam z kuchni.
- Nic się nie stało - krzyknęłam. Prawie. Ogarnęłam się i poszłam dalej. Usiadłam przy blacie i czekałam na obiadokolację.
- Co będziemy jeść?
- Kurczaka w warzywach - dostałam pełny talerz.
- Gdzie byłeś dzisiaj rano?
- Sprawdzałem czy wszystko jest jak kiedyś.
- I co?
- Nadal jest tu tak pięknie, jak kiedyś - uśmiechnęłam się.
- Ten cały surfing jest bardzo męczący.
- Jutro będziemy chodzić po lesie. Oczywiście po kolejnej lekcji pływania na desce. Co ty na to?
- Nie lubię lasów. Robale, pająki i te sprawy-ble.
- Musisz tam pójść. Przynajmniej raz. Jeżeli nie będzie ci się podobać nie będę cię już więcej męczyć. Okey?
- Okey.
Chris leżał na sofie, a ja wcisnęłam się pomiędzy jego nogi i znów czytałam książkę.

Książka:
Niczego nie czułam. Niczego nie widziałam. Wszystko było mi obojętne. Po prostu odpłynęłam.
Usłyszałam męski głos.
- Po operacji jej stan jest stabilny. Jeżeli się wybudzi, wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję - usłyszałam głos mojego taty.
- Zobaczy pan, wszystko się ułoży - to był Tom.
- A co jeśli się nie obudzi? - ale ja się obudziłam.
- Nie może pan tak myśleć.
- Jestem - szepnęłam i nagle oboje stanęli przy łóżku. Moje ciało przeszył niesamowity ból.
- Diana! Kochanie obudziłaś się! - poczułam smak krwi w ustach i znowu straciłam przytomność.
Koniec rozdziału.

Poczułam jak ktoś całuje moje ramię od dołu do góry, a potem przechodzi do szyi. Musiałam przerwać.
- Christopher, ja czytam.
- Oj tam.
- Czego ty chcesz?
- Ciebie - westchnęłam.
- Nie dasz mi poczytać, prawda?
- Nie - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Ale sobie poczekasz - usiadłam na drewnianej podłodze. Mruknął niezadawalająco. Zachichotałam i już otwierałam książkę, kiedy Chris podniósł mnie, chwycił za pośladki i zaczął iść w stronę sypialni.
- Jesteś taka leciutka.
- Christopher! Puść mnie natychmiast!
- Moje pełne imię wypowiedziane przez ciebie brzmi tak podniecająco - wybuchłam śmiechem.
- Wariat! - krzyknęłam. Po chwili leżałam już na łóżku i byłam zajęta raptownym i namiętnym pocałunkiem. Jeszcze nigdy mnie tak nie całował...

_________________
Pisałam na telefonie więc za niewygody w pisaniu przepraszam.
Rozdział chyba nie najgorszy :)
Czekam na jakieś komenty ⊙ω⊙

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 35 "My life and love ?"

Po okropnych bólach głowy związanych ze zmianą ciśnienia wreszcie wylądowaliśmy. Kiedy wychodziliśmy rękawem z samolotu mój chłopak ponownie uderzył mnie w pośladki.
- Chris do cholery! – pisnęłam, starając zakryć pupę marynarką.
- Pamiętaj kochanie, ten tyłek jest tylko mój – powiedział głośno, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czułam jak moje policzki się czerwienią.
- Chris tu są ludzie! – zniżyłam głos, ale wszyscy to usłyszeli i zaczęli chichotać.
- Nie ma się czego wstydzić kochanie – splótł nasze palce. Poszliśmy po bagaże. Chciałam zajść do toalety i przebrać się w swoje ubrania, ale Chris stwierdził, że to strata czasu. Wyszliśmy z lotniska i gdzieś szliśmy.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam podekscytowana.
- Nad morzem.
- No co ty – mruknęłam – A dokładniej?
- To jeszcze nie koniec trasy.
- Jak to? To czym… - doszliśmy do małego portu. Wszystko było jasne. Chris kazał mi chwilę poczekać. Podszedł do jakiegoś starca i z nim rozmawiał. Zaczęli się śmiać. Po chwili przybiegł do nich młody chłopak. Wszyscy zaczęli głośno dyskutować, jednak szybko doszli do porozumienia. Starzec wrzucił walizki, a ja, Chris i młody mężczyzna – który usiadł za sterami – wsiedliśmy do motorówki. Następnie ruszyliśmy.
- Chris długo jeszcze?
- Za dwie godziny będziemy.
- Ale już na miejscu? – uśmiechnął się.
- Tak.
- I już bez żadnych dodatkowych przejazdów?
- Bez – zaśmiał się.
- Co jak co, ale ta podróż jest naprawdę męcząca.
- Wynagrodzę ci to – musnął mnie w nos. Oplotłam ramionami jego ciało i zasnęłam.

***

Czułam, jak Chris mnie niesie. Niestety ja nie byłam w stanie ani otworzyć powiek, ani pójść o własnych siłach. Byłam wykończona i wszystko, po prostu wszystko mnie bolało. Potem moje gołe nogi dotknęły aksamitnej pościeli, a wtedy już zupełnie się w niej zatopiłam.

***

Przeciągnęłam się na łóżku i ręką z zamkniętymi oczami szukałam Chris’a. Ale miejsce obok mnie było puste. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Nad głową zwisał mi koronkowy baldachim. Kremowe i fioletowe ściany w połączeniu z drewnianymi, przestarzałymi, ale pięknymi meblami nadawały temu pomieszczeniu niesamowitej namiętności, ale i delikatności. Powoli zsunęłam pościel z nóg jednocześnie zachwycając się niesamowicie przyjemnym w dotyku materiałem. Wstałam i popatrzyłam w lustro. Byłam w samej bieliźnie. Chwyciłam szlafrok wiszący przy szafie i wyszłam z pokoju. Minęłam kuchnię, duży salon i doszłam do schodów. Mając nadzieję, że znajdę tam Chris’a wbiegłam na górę przeskakując co drugi schodek. Głęboko odetchnęłam, bo tak jakby zabrakło mi tlenu. Muszę popracować nad swoją kondycją. Przede mną stały cztery pary drzwi: biuro, garderoba, łazienka i kolejny salonik. W tym ostatnim znalazłam kartkę:
NIEDŁUGO WRACAM J
ROZEJRZYJ SIĘ PO DOMU.
W KUCHNI CZEKA NA CIEBIE ŚNIADANIE.
NIGDZIE NIE WYCHODŹ.
KOCHAM CIĘ.
Poszłam do garderoby. Znalazłam tam swoje ubrania. Wzięłam jeden zestaw i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i umyłam zęby. Następnie nałożyłam lekki make-up i wskoczyłam w wybrane ubrania. Moją uwagę przykuły kolejne drzwi. Dlaczego ich wcześniej nie zauważyłam? Dlaczego są w łazience? Otworzyłam je i mało nie spadłam z kolejnych schodów. Na ich końcu były następne drzwi. Ludzie, co za labirynt! Nacisnęłam klamkę i popchnęłam je do przodu. Doszłam z powrotem do sypialni. Sprytnie. Przeszłam do kuchni. Na stole stała taca, a na niej rogaliki crossainty z dżemem i czekoladą oraz szklanka soku pomarańczowego. Pycha. Przeszłam z tacą do salonu i usiadłam na sofie. Włączyłam magnetofon z piosenkami, chwyciłam książkę i pochłaniając śniadanie czytałam kolejny rozdział.

Morderca wbił mi nóż w brzuch i okropnie się śmiejąc uciekł zostawiając mnie na podłodze z nożem w brzuchu. To był już koniec. Teraz nikt mi nie pomoże. Tom nie wie gdzie jestem. Nie uratuje mnie. Może to i dobrze. Zaoszczędzi sobie takich widoków. Nie mogłam oddychać. Z trudem utrzymywałam oczy otwarte, ale gdybym pozwoliła je sobie zamknąć nie było by dla mnie szansy. A nadzieję jeszcze mam, bo nadzieja umiera ostatnia. Traciłam przytomność. Zdałam sobie sprawę, że to już ostatnie  minuty mojego życia. Usłyszałam głos Thomasa. Czyli tu jest. Chciałam wydać z siebie jakiś dźwięk, krzyknąć, żeby wiedział, gdzie jestem, ale udało mi się tylko jęknąć. Tylko tyle, ale jednak wystarczyło. Klęknął przy mnie i ścisnął moją rękę patrząc mi w oczy.
- Nie pozwolę ci odejść – powiedział i jego głos, wzrok i dotyk w jednym momencie dodał mi tyle siły, że miałam ochotę chwycić ten nóż, wyjąć go, wstać i stąd uciec razem z Tomem.
- Tom – szepnęłam – To już konie… - pocałował mnie. Zdałam sobie sprawę, że to już nasz ostatni pocałunek.
- Zaraz wszystko będzie dobrze. Kocham cię – musnął mnie w usta i w tym momencie straciłam przytomność.

- Bu! – ktoś szepnął mi do ucha, a ja tak się przestraszyłam, że zrywając się na równe nogi wylałam sok na bluzkę.
- Christopher! – wrzasnęłam i zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy użyłam jego pełnego imienia. Wybuchł śmiechem – Co ci tak do śmiechu? – byłam zdenerwowana. Podszedł do mnie, oplótł moją talię rękoma i spojrzał mi w oczy.
- Przestraszyłaś się?
- A nie widać? – warknęłam. Znowu zaczął się śmiać.
- Chodź tu – usiedliśmy na sofie – Zwiedziłaś już cały dom?
- Chyba tak – westchnęłam.
- Co jest?
- Dręczy mnie to co jest na zewnątrz.
- Chcesz sprawdzić?

- Jeszcze się pytasz? – wstaliśmy i poszliśmy w stronę drzwi. 

______________________________
Heejo :3
Rozdział wzbogaciłam o taką tam historyjkę xd
Proszę o jakieś komentarze :)
Jak mija pierwszy tydzień wakacji?
ASK ;)