Zapraszam na drugą część tego opowiadania. Rozdział 1 już się pojawił :) Miłego czytania !
http://destiny-always-wins.blogspot.com/
. . . . . . . .
Piszę to tak, aby zarazem było kontynuacją i zupełnie nowym opowiadaniem, więc jeśli nie chcesz czytać cz. 1 NIC NIE SZKODZI !
My life and love ?
wtorek, 2 września 2014
sobota, 30 sierpnia 2014
"My life and love ?" - rozdział ostatni ! (44)
To ostatni rozdział części pierwszej "My life and love ?". Zrób mi przyjemność i spraw, żebym skakała z radości zostawiając po sobie komentarz + notka na dole.
Miłego czytania ♥
Obudziłam
się o 5 rano. Chris spał i do tego chrapał, więc byłam pewna, że już przy nim
nie zasnę. Cichutko zachichotałam i wymknęłam się z łóżka. Tym razem bez
żadnych powrotów. Powędrowałam do pokoju Nancy, przebrałam się szybciutko w
ubrania Chris’a, które były na mnie za duże i szykowałam się do wyjścia. Miałam
ochotę się przewietrzyć. Kiedy zakładałam buty usłyszałam znajomy głos.
- Dokąd
się wybierasz? – odwróciłam się i zobaczyłam zaspanego, a właściwie wciąż
śpiącego na stojąco Chris’a opartego o ścianę. Uśmiechnęłam się. Wczorajsza
złość już mi przeszła.
- Idę
pobiegać.
- O tej
porze?
- Nie
moja wina, że tak głośno chrapałeś.
- Wróć
do łóżka, jest środek nocy.
- Jest
rano i idę biegać.
-
Czekaj, idę z tobą.
- Ty? –
zaśmiałam się – Skarbie ty na oczy nie widzisz.
- Ciii.
Poczekaj tu na mnie.
- Tylko
szybko! – krzyknęłam, kiedy szedł po schodach. Czekałam i czekałam, a jego nie
było. Poszłam więc zobaczyć, gdzie się mój chłopak podział. Weszłam do jego
pokoju no i oczywiście spał. Gotowy do wyjścia i ubrany, ale chyba zrezygnował
i z powrotem wylądował w łóżku.
Lekko go
szturchnęłam i zapytałam:
-
Idziesz, czy nie? – otworzył jedno oko.
-
Naprawdę musisz biegać o tej porze?
- Mhm –
westchnął i razem wyszliśmy z domu. Ja biegłam pierwsza, a on wlekł się jakieś
100 metrów za mną.
-
Budzimy się misiu! – krzyknęłam, a on lada chwila był obok mnie.
-
Humorek się pani obrażalskiej poprawił? – cwaniacko się uśmiechnął.
- Kto
pierwszy do tamtego drzewa! Gotowy? St… - nie zdążyłam rozpocząć „wyścigu”, a
ten już mnie wyprzedził i biegł do tego drzewa. Wtedy już nie miałam możliwości
go wyprzedzić.
- Eeej!
Co to miało niby być? – założyłam ręce na biodra i czekałam na jakieś
usprawiedliwienie.
- A nic.
Wygrałem! – uśmiechnął się – Co dostanę jako nagrodę? – prychnęłam.
- Nie
grałeś z zasadami. I nikt nic nie wspominał o żadnej nagrodzie.
- Sam
sobie ją wezmę – przykleił się do moich ust. Odwzajemniłam pocałunek z
uśmiechem i miłością. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie zadzwonił jego
telefon.
-
Przepraszam, ale muszę odebrać – uśmiechnął się przepraszająco i odszedł kilka
kroków ode mnie. Czyli ja schodzę na drugi plan? Cudownie.
- Czego?
- Kurwa
– rozłączył się. Spojrzałam na niego pytająco – Musimy wracać do domu Holly –
złapał mnie za rękę i spacerkiem wracaliśmy. Czułam, że coś jest nie tak. Był
przygnębiony, smutny i nic nie mówił. Ale ja też nie chciałam się odzywać.
Kiedy
wszyscy wstali wspólnie zjedliśmy śniadanie. Każdy wyczuwał, że Chris był
nieobecny. Kiedy pomagałam jego mamie zmywać naczynia, on poszedł porozmawiać z
ojcem. Pomyślałam, że może jego mama wie, co ostatnio się z nim dzieje.
- Wiesz
może czego Chris jest taki… taki jak nie on?
- Nie
wiem kochanie. Ale na pewno mu przejdzie – blado się uśmiechnęła. Jednak wcale
mnie nie przekonała. Po chwili przyszedł Chris. Z wymuszonym uśmiechem.
Podszedł do mnie od tyłu, położył mi dłonie na biodrach, głowę w zagięciu
między szyją, a ramieniem i muskając ustami moją szyję powiedział:
- Musimy
pogadać.
- Coś
się stało?
- Nie,
ale chodź – opłukałam ręce i poszłam za nim. Po chwili siedziałam zmieszana na
jego łóżku patrząc się co on robi. A nie uwierzycie co on robił. Pakował się.
- Co ty
robisz?
- Pakuję
się.
-
Dlaczego?
- Muszę
wyjechać.
-
Powiedziałeś „muszę”.
- Tak, bo
wyjeżdżam tylko ja.
- Co? –
zapytałam drżącym głosem.
-
Dlaczego chcesz to zrobić? – czułam gulę w gardle.
- Nie
chcę, ale muszę.
- Jadę z
tobą – wstałam i wzięłam swoje rzeczy. Wyrwał mi je.
-
Siadaj. Ty tu kurwa zostajesz.
- Chris!
Dlaczego?! – wyprostował się i powiedział mi prosto w oczy:
- Nie
kocham cię już i nie myśl sobie, że odwalam to samo co ty z tym listem. Mówię
poważnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – wyszedł. Zamarłam. Usłyszałam
pisk opon na zewnątrz. Odjechał. Siedziałam nieruchomo i gapiłam się w ścianę.
Po chwili przyszła jego mama. Usiadła obok mnie. Odwróciłam się do niej i
przytuliłam, płacząc i dusząc się. Wpadłam w histerię.
- Nie
wróci, prawda? – wyszeptałam. Nie dostałam odpowiedzi.
Jego
ojciec odwiózł mnie do domu. Wszyscy wiedzieli, że tak będzie tylko nie ja. Bawił się moimi uczuciami. Byłam dla
niego zabawką tylko na dłużej. Skurwiel. Tyle miałam na ten temat do
powiedzenia.
My life and love? - chyba we snach...
My life and love? - chyba we snach...
Koniec części pierwszej
___________________________
Dum! Dum! Dum!
Jakie wrażenia?
Spodziewaliście się takiego zakończenia?
+
Zapraszam na drugiego bloga, na którym znajdziecie
część drugą o nazwie "Destiny always wins"
Mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie czytać.
Trzymajcie się ciepło ! ;**
Coś niejasnego? ---> PYTAJ !
czwartek, 28 sierpnia 2014
Co robić? :o No i co dalej?
Ostatnio dużo myślałam nad tym blogiem. Doszłam do kilku wniosków. Miałam też plan zakończyć tego bloga, ale o tym za chwilkę.
Wywnioskowałam iż:
1. Blog chyba czas zakończyć.
Tak chciałam go zakończyć teraz. Ale bo i ponieważ wiem, że sporo osób czyta mój blog i w komentarzach widać, że się on podoba i liczycie na dalszy rozwój akcji wpadłam na pewien pomysł.
2. Część druga bloga
Oto ten pomysł. Jeżeli chcecie dalej to czytać, a na razie pomysły się skończyły (na ten moment opowiadania) to wymyśliłam, że trzeba napisać część drugą, kiedy to bohaterowie będą o kilka lat starsi i zaczną podejmować jakieś tam ważniejsze decyzje.
3. Wy chcecie część drugą - ja chcę więcej czasu.
Już wyjaśniam. Zaraz zaczyna się rok szkolny. Idę do drugiej gimnazjum, będę mieć bardzo dużo lekcji, więc rozdziały będą się pokazywały wtedy, kiedy będę mieć wenę albo pomysł albo CZAS. Nie możecie za bardzo naciskać, bo uwierzcie to jest bardzo denerwujące i w pewnym sensie "niewygodne". Jestem miła, ale jak każdy potrafię wybuchnąć. Nie mam nic przeciwko pytania się o następny rozdział jeśli minęło od wstawienia wcześniejszego kilka dni, ale nie godzinę ! :D
Jak na razie kontynujemy cz.1. Tutaj macie adres do cz.2 http://destiny-always-wins.blogspot.com/
Mam nadzieję, że niczym Was nie uraziłam. Mam nadzieję, że pomysł Wam się podoba. Mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie czytać.
Wszystkie pytania kierować TU
KC ♥
xx
Eliza
Tak chciałam go zakończyć teraz. Ale bo i ponieważ wiem, że sporo osób czyta mój blog i w komentarzach widać, że się on podoba i liczycie na dalszy rozwój akcji wpadłam na pewien pomysł.
2. Część druga bloga
Oto ten pomysł. Jeżeli chcecie dalej to czytać, a na razie pomysły się skończyły (na ten moment opowiadania) to wymyśliłam, że trzeba napisać część drugą, kiedy to bohaterowie będą o kilka lat starsi i zaczną podejmować jakieś tam ważniejsze decyzje.
3. Wy chcecie część drugą - ja chcę więcej czasu.
Już wyjaśniam. Zaraz zaczyna się rok szkolny. Idę do drugiej gimnazjum, będę mieć bardzo dużo lekcji, więc rozdziały będą się pokazywały wtedy, kiedy będę mieć wenę albo pomysł albo CZAS. Nie możecie za bardzo naciskać, bo uwierzcie to jest bardzo denerwujące i w pewnym sensie "niewygodne". Jestem miła, ale jak każdy potrafię wybuchnąć. Nie mam nic przeciwko pytania się o następny rozdział jeśli minęło od wstawienia wcześniejszego kilka dni, ale nie godzinę ! :D
Jak na razie kontynujemy cz.1. Tutaj macie adres do cz.2 http://destiny-always-wins.blogspot.com/
Mam nadzieję, że niczym Was nie uraziłam. Mam nadzieję, że pomysł Wam się podoba. Mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie czytać.
Wszystkie pytania kierować TU
KC ♥
xx
Eliza
wtorek, 26 sierpnia 2014
Rozdział 43 "My life and love ?"
Jeśli przeczytałaś/łeś - skomentuj :)
Następnego
dnia, kiedy się obudziłam Chris siedział przy mnie z kubkiem kawy w dłoni.
- Dzień
dobry – uśmiechnęłam się.
- Dzień
dobry skarbie – odpowiedział i pocałował mnie w czoło – Jak się dzisiaj
czujesz?
-
Całkiem dobrze. Gdzie wczoraj byłeś?
-
Odwiozłem twoją mamę do domu. Powinna odpocząć.
-
Dziękuję. Chris… Widziałeś co się ze mną wtedy działo. Jest coraz mniej szans,
że to wszystko się dobrze skończy. Nie chcę, żebyś…
- Ciii –
przerwał mi – Wszystko się dobrze skończy.
- Nie
chcę, żebyś widział jak umieram – władował mi się na łóżko, po czym mnie objął
i przytulił. Zaczęłam chlipać.
- Nie
chcę, cię zostawiać Chris – szepnęłam.
- To
wyjdź za mnie – podniosłam głowę.
- Co
takiego? – w tamtej chwili zapomniałam znaczenia tego zdania.
- Wyjdź za
mnie.
- Ale
jak to? – nic do mnie nie docierało.
-
Normalnie. Ja cię kocham najbardziej na świecie. Skoro cały czas gadasz, że
będziesz umierać to ja cię muszę mieć na własność. Wtedy zawsze będziesz przy
mnie.
-
Christopher, ja nie wieem. Nie za wcześnie?
- Holly,
nie obchodzi mnie kiedy. Nie chcę, żeby było za późno. Jesteśmy już przecież
dorośli.
- Ale
czy to na pewno dobry pomysł? Chris nie jestem przekonana.
- Nie
jesteś przekonana do tego czy mnie kochasz czy nie? – podniósł jedną brew. Szturchnęłam
go łokciem.
-
Oczywiście, że cię kocham i nie powinieneś mieć do tego żadnych wątpliwości –
musnęłam go w usta.
- W
takim razie wyjdź za mnie.
- Chris,
a co o tym wszystkim pomyślą rodzice?
- Moi na
pewno nie będą mieć nic przeciwko, a twoja mama tym bardziej. Z resztą już z
nią o tym rozmawiałem.
- Co?!
- No
tak. Mówiła, że byłaby bardzo zadowolona i szczęśliwa. No proszę.
- Muszę
to przemyśleć.
- Ehh…
Okey.
*Kilka
dni później*
Mój stan
ostatnio się poprawił. Choć ja i lekarze mało w to wierzyliśmy mój organizm i
leki były silniejsze niż choroba. Z tego też powodu stwierdziłam, że jak na
razie nie ma co pakować się w związek małżeński. Powiedziałam to Chris’owi i
trzeba przyznać, że nie był z tego powodu zadowolony. Zaczął nawet tworzyć
jakieś wizje, które niby miałyby mnie przekonać do zmiany zdania. Ale ja jestem
uparta. Pod koniec tygodnia doktor wypisał mnie ze szpitala pod warunkiem, że
dokończę leczenie u siebie w rodzinnym mieście. Zgodziłam się bez wahania. Z resztą przy Chris’ie i tak bym nie miała
wyjścia. A właśnie – co do Chris’a to ostatnio jakoś dziwnie się zachowywał.
Kiedy
wracaliśmy do domu zadzwonił jego telefon.
- Halo?
- Nie
wiem.
- Co?!
-
Cholera jasna.
- Nie –
warknął i się rozłączył. Był zły. Przyśpieszył. Jechaliśmy dwieście na godzinę,
a żołądek pochodził mi do gardła.
- Co się
stało? – zapytałam.
- Nic –
odpowiedział naburmuszony. Teraz będę znosić jego humorki. Na pewno (poczujcie
ten sarkazm).
- Jasne,
to kto dzwonił?
- Nie
powinno cię to obchodzić Holly.
- Jesteś
nieźle wkurzony i nigdy tak szybko nie jeździsz. Bynajmniej nie ze mną.
- Nic
się nie stało.
-
Powiesz mi, czy nie?
- Możesz
się odpierdolić? – warknął. Mnie po prostu zamurowało. Po chwili chyba dotarło
do niego co powiedział, zwolnił i zjechał na pobocze. Odwróciłam głowę i
patrzyłam się przez szybę. Było mi przykro.
- Holly
przepraszam.
- Jedź
do domu.
- Spójrz
mi w oczy – nie odwróciłam się.
- Skoro
nie masz ochoty ze mną rozmawiać, nic na siłę.
- Holly.
- Odwieź
mnie do domu – westchnął i odpalił silnik. Po kilku godzinach byliśmy na
miejscu. No może nie do końca, bo byliśmy przed jego rodzinnym domem, a nie
moim.
- Odwieź
mnie do MOJEGO domu.
-
Dzisiaj musisz spać u mnie. Proszę.
- Nie.
- Nancy
chciała się z tobą spotkać i moi rodzice też.
- Moja
mama powinna zrobić to pierwsza.
- Twoja
mama się zgodziła.
- Ale
jestem pełnoletnia i zrobię to co zechcę.
- Holly…
- dotknął mojej dłoni.
- Tylko
ze względu na Nancy – odpowiedziałam i wyszłam z samochodu. Po chwili weszłam
do salonu, a jego siostrzyczka rzuciła mi się w objęcia. Była jak posmarowana
klejem.
- Holly
! Będziesz ze mną dzisiaj spała? – zapytała, siadając mi na kolanach.
- Nancy
daj Holly spokój. Na pewno jest zmęczona – odezwał się ojciec Chris’a z którym
po chwili się przywitałam – tak samo jak z jego mamą. Uśmiechnęłam się i
udawałam zadowoloną, choć tak naprawdę miałam ochotę pójść płakać. Zasiedliśmy
do kolacji w rodzinnej atmosferze – no prawie, bo ja do Chris’a prawie wcale
się nie odzywałam. Po opowiedzeniu wszystkiego o moim stanie zdrowia i po
uspokajaniu mamy Chris’a, że wszystko już jest dobrze zaczęła się rozmowa na
temat szkoły Nancy. Potem były jakieś śmiechy i luźne tematy.
- Holly
idę przygotować ci łóżko – powiedział Chris, a ja wiedząc, że ma na myśli to,
że będziemy spać razem od razu się odezwałam.
- Będę
spać z Nancy – na co mała odpowiedziała piskiem i znowu wylądowała na moich
kolanach.
- Nie
wyśpisz się. Ona strasznie się wierci – próbował robić cokolwiek, żebym
zmieniła zdanie, ale ja nie miałam zamiaru z nim przebywać.
- Tak
jak ty – mruknęłam pod nosem na co jego rodzice wybuchli śmiechem – Chodź Nan
idziemy się przygotować do spania – wymyśliłam jej jakieś zdrobnienie, z czego
była wyraźnie zadowolona i mrugnęłam do niej łapiąc ją za rączkę. Wyszłyśmy z
jadalni i poszłyśmy rzeczywiście się umyć. Puściłam małą pierwszą, potem
związałam jej włosy w warkoczyka i sama poszłam się myć.
Kiedy
zamykałam drzwi po wyjściu z łazienki, Chris oparł się o nie rękoma tak, że ja
byłam pomiędzy jedną, a drugą ręką i nie mogłam za bardzo w żaden sposób uciec.
-
Przyjdę po ciebie, jak Nancy zaśnie – oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi w
oczy. A ja chcą czy nie chcąc się w nich zatopiłam. Mój cały Chris, ale złość
na niego mi nie przeszła.
- Śpię z
nią – stanowczo odmówiłam jego propozycji.
- Jasne pani
obrażalska. Bądź przygotowana – chciał mnie pocałować, ale położyłam mu palec
na ustach i powiedziałam:
-
Dobranoc – sztucznie się przy tym uśmiechając. Mogłabym przyrzeknąć, że za
moimi plecami widniał wtedy zajebisty uśmiech.
Czytałam
z Nancy przed spaniem książkę, a kiedy zasnęła zgasiłam światło i układałam się
wygodnie na poduszce. Zamknęłam powieki i usłyszałam szmeranie po podłodze.
Przestraszyłam się. Starałam się oddychać najciszej jak się dało. Coś zbliżało
się coraz bliżej mnie. Zacisnęłam rękę w pięść gotowa by uderzyć. Kiedy to coś,
a raczej ktoś złapał mnie za biodra dostał pięścią w twarz. Usłyszałam cichy
jęk. Podniosłam się i zapaliłam lampkę. Zobaczyłam Chris’a trzymającego się za
nos. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale to by oznaczało przegraną. Wywróciłam
więc tylko oczami i burknęłam:
- Było
tu nie przyłazić, idioto.
-
Musiałaś mnie uderzyć?
- Tak?
- Chodź
ze mną.
-
Nigdzie nie idę. Daj mi spać.
- Bez
ciebie nie zasnę.
- Jedyne
co teraz zrobisz to pójdziesz przyłożyć sobie lód do nosa. Dobranoc – opadłam
na poduszkę. Wyszedł. Ale po chwili po całym domu rozległ się dźwięk
trzaskających szafek i lodówki. Wstałam i podreptałam do kuchni.
- Co ty
wyrabiasz? Chcesz wszystkich obudzić?
- Gdzie
jest lód?
- W
zamrażarce, głupku – miałam ochotę strzelić takiego facepalma, że nawet sobie
nie wyobrażacie. Ale to był oczywiście jego plan. Wyjęłam lód i przyłożyłam mu
do nosa. Będzie miał siniaka. Trudno, trzeba było myśleć. Na jego buźce pojawił
się cwaniacki uśmiech.
- Co się
cieszysz? – burknęłam. Złapał mnie za pośladki i przerzucił przez ramię. Gdyby
nie to, że była noc i wszyscy spali, zaczęłabym się drzeć, ale wtedy tylko
waliłam go po plecach. Oczywiście to nic nie dało. Położył mnie na swoim łóżku
i mocno do siebie przyciągnął.
- Chris
– szepnęłam.
- Co?
- Nie
mam czym oddychać.
- Masz
mnie – wywróciłam oczami.
-
Niewygodnie mi – delikatnie się ode mnie odsunął, pozwalając mi wygodnie się
ułożyć – Tak lepiej.
- Jesteś
moja i tylko moja – objął mnie rekoma.
- Tak,
tak – udawałam, że się poddałam i zmrużyłam powieki. Ale chyba sobie nie
myślicie, że to był koniec zabawy. Czekałam aż zaśnie i chciałam wrócić do Nan.
Kiedy nie reagował na żadne wypowiadane przeze mnie słowa, delikatnie wysunęłam
się z jego objęć i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy byłam już prawie u celu,
złapał mnie jedną ręką za biodro, a drugą za brzuch i podniósł do góry.
Pisnęłam, a on zakrył mi usta. Z powrotem wylądowaliśmy na łóżku. Pochylił się
nade mną i choć było ciemno czułam wbijający się w moje wargi wzrok.
- Nigdzie mi nie uciekniesz – zagryzłam dolną wargę i po chwili zatopiłam się w gorącym, namiętnym i pełnym pożądania pocałunku, który po dłuższej chwili został przerwany przez mój chichot.
_______________________________________
Dawno nie dodawałam - przepraaaszam ;*
Ale rozdział jest dużo dłuższy niż zwykle :)
To na początku to nwm co to ma być, ale potem
zmieniłam myślenie i druga połowa jest lepsza.
xx
niedziela, 17 sierpnia 2014
Rozdział 42 "My life and love ?"
Minął
już miesiąc od wyjazdu z domu. Ostatnio odwiedził mnie Alex i Henry. Potem
znowu siedziałyśmy z mamą same.
Któregoś
dnia, kiedy się obudziłam przy moim łóżku siedział Chris. Wpatrzony był w swoje
splecione ręce, więc nie widział, że już nie śpię. Byłam zaskoczona. Z jednej
strony chciałam wyskoczyć z łóżka i się do niego przytulić, ale z drugiej
strony bałam się jego reakcji i tego co powie. Byłam też ciekawa skąd on się tu
wziął. Skoro tu przyjechał to musiał też wiedzieć co mi jest.
- Chris…
- szepnęłam, powstrzymując płacz.
Podniósł głowę, popatrzył się na mnie i zacisnął usta w cienką linię. Wdziałam,
jak się powstrzymuje, żeby mnie nie dotknąć. To bolało. Ale wcale mu się nie
dziwiłam, bo ja zraniłam go jeszcze mocniej.
- Co to
miało być? – zapytał i wskazał na mój list. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Siedziałam nieruchomo i próbowałam unikać jego wzroku.
-
Znalazłaś sobie kogoś, tak? A gdzie on jest? Nie powinien siedzieć tu przy
tobie i trzymać cię za rękę? Dlaczego nikt z twojej rodziny i znajomych jeszcze
go nie poznał? Skoro już mnie nie kochasz to dlaczego przy twoim podpisie jest
zamazane „kocham Cię”?! Skoro mnie nie kochasz to powiedz mi to teraz! Powiedz
mi to prosto w twarz! – krzyknął – No powiedz! – zaczęłam płakać. Nie dlatego,
że krzyczał. Dlatego, że skłamałam i go tak zraniłam.
- Nie
powiem – wreszcie z siebie wydusiłam.
- Czy ty
myślisz, że ja naprawdę jestem taki głupi? Że zostawię cię, bo ty tak chcesz?
Czy ty naprawdę jeszcze nie zauważyłaś, że to ty jesteś moim całym światem?
Nikogo innego nie chce. Nie zostawię cię, rozumiesz?
- Chris
ja jestem chora!
- Wiem.
- Nie
chcę cię krzywdzić.
- Już to
zrobiłaś – odwrócił się i kierował do drzwi.
-
Christopher! – krzyknęłam - Zdajesz sobie sprawę, że ja z dnia na dzień mogę
odejść? Wiesz to? Nie chcę, żebyś się zabił tylko dlatego, że ze mną wygrała
jakaś głupia białaczka! Wiesz dlaczego ja napisałam ten list? Bo cię kocham
palancie. Tylko zobacz, co to gówno ze mną robi – zdjęłam perukę i rzuciłam ją
na podłogę – Nie chcę, żebyś widział, jak odchodzę – usiadłam i schowałam głowę
w dłoniach. Zaczęłam płakać. Po chwili na swoich kolanach poczułam jego dotyk.
Wyjęłam głowę i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się, usiadł obok i mnie
przytulił.
- Jesteś
piękna i nic tego nie zmieni. Nie pozwolę ci odejść – poczułam zapach krwi.
Spojrzałam na swoją koszulę. Były ślady. Zasłoniłam nos i powiedziałam.
- Zawołaj
lekarza.
- Co się
stało?
-
Zawołaj go! – wybiegł i po chwili przybiegł razem z lekarzem. Widziałam
przerażenie w jego oczach. Lekarz zabrał mnie na kolejne podanie chemii. Kiedy
wróciłam Chris’a nie było. Mamy też nie.
- Nie
będę ukrywał, że jest coraz gorzej – powiedział doktor.
-
Rozumiem.
- Jest
coraz mniejsza szansa, że uda nam się wyeliminować chorobę – wcale nie byłam
zdziwona.
Leżałam
przez cały dzień sama. Mamy nie było. Jakby gdzieś wyparowała, a Chris nie
wrócił. Dopiero wieczorem do szpitala przyjechała Ann. Przyszła cała zapłakana
i bez brzucha.
- Gdzie
zgubiłaś synka? Przyjechałaś z nim? Gdzie on jest? Mieliście zadzwonić, kiedy
zacznie się poród.
- Holly
– wybuchła płaczem i się we mnie wtuliła. Bez wahania ją objęłam i zaczęłam się
martwić.
- Co się
stało?
-
Urodziłam tydzień temu.
-
Przyjechałaś z nim?
- Kto?
- Mój
synek – zatkało mnie.
- Jak
to?
-
Cholera normalnie! Zmarł przy porodzie, rozumiesz?
- Ann –
wyciekła mi łza – Tak mi przykro.
- Wszystkim
jest przykro, tylko nikt nie wie, jak cierpię.
- Gdybym
mogła umrzeć zamiast niego, to uwierz mi zrobiłabym to.
- Już za
późno. Już za późno…
- Musisz
się pozbierać Ann. Zrób to dla swojego maluszka. Przecież on by nie chciał,
żebyś tak płakała – starałam się uważnie dobierać słowa, żeby jej nie ranić.
- Przy
tobie czuję się lepiej. Nie wiem czemu, ale skoro on odszedł to ty nie możesz,
jasne? – blado się uśmiechnęłam.
- Nie
wiadomo co będzie Ann. Nie wiadomo…
W nocy
moja kuzynka pojechała. Mamy i Chrisa nadal nie było. Szczerze mówiąc to trochę
się o nich martwiłam. Jednak następnego dnia czekała mnie miła niespodzinaka…
__________________________
Przepraszam, przepraszam i
przepraszam. Rozdział jest krótki.
Wybaczcie :* Następny jak za cztery
dni (tak około).
xoxox
piątek, 15 sierpnia 2014
Big girls don't cry !
Hej hej ! <3
Mam dla Was bloga mojego i mojej przyjaciółki. Dopiero się rozkręcamy, więc liczymy na Wasze wsparcie :) Każda z nas coś dla siebie znajdzie !
Big girls don't cry <---- TUTAJ !
Trzymajcie się cieplutkoo !
Buziaki ;**
środa, 13 sierpnia 2014
Rozdział 41 "My life and love ?"
Ogólnie
rzecz biorąc leżąc w tej białej, szpitalnej pościeli wszystko było mi obojętne.
Przez 24 godziny gapiłam się w sufit.
Mało jadłam, mało piłam i prawie z nikim nie rozmawiałam. Nie miałam nadziei na
dalsze życie. Przez jakiś czas martwiłam się tylko jednym: jeżeli ja zniknę z
powodu choroby to Chris zniknie przeze mnie. A do tego dopuścić nie mogłam. Jednak
jak już powiedziałam martwiłam się tym tylko przez jakiś czas. Wieczorem
przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że będzie konieczna zmiana szpitala,
ponieważ tutaj nie mieli odpowiednich warunków do dalszego leczenia. Podał nam
propozycję zmiany, a moja mama twierdząc, że taki lekarz wie najlepiej,
zgodziła się na jego „ofertę”. Szpital ten był 500 kilometrów od mojego miasta
rodzinnego. To dosyć daleko. Chris o niczym nie wiedział. I o niczym nie
zamierzałam mu mówić. Żył ze świadomością, że to jakiś wirus, z którego
niedługo wyjdę. Uważałam, że tak będzie lepiej. Jednak w końcu wyszłam ze
szpitala, tylko po to, żeby się spakować i pojechać do innego szpitala. Jakże
entuzjastycznie to brzmi, prawda? Siedząc sama w pokoju stwierdziłam, że
bezsensownie będzie nie zostawiać za sobą jakiegoś pożegnania i wyjaśnienia.
Jednak cudowna ja jestem tchórzem. Postanowiłam napisać list. Do niego.
Ostatnie słowa.
Kochany Chris’ie
W tej chwili sama
nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Ale skoro czytasz ten list to pewnie już
wiesz, że wyjechałam. Nie powiem ci gdzie, bo zaczniesz mnie szukać. A ja tego
nie chce. Jestem strasznym tchórzem, bo powinnam ci to powiedzieć, a nie
napisać. W każdym bądź razie uważam, że nasz związek nie ma już sensu. Będę
szczera i od razu piszę, że tak – znalazłam kogoś innego. Ale ja nadal żyję,
więc nie rób niczego głupiego. Znajdź lepszą dziewczynę ode mnie, bo jest
takich mnóstwo. Żyj i bądź szczęśliwy beze mnie. Wierzę, że damy radę. To nie
był związek idealny i wiem, że w tym momencie ranię twoje uczucia. Nie będę się
rozpisywać, bo nie ma o czym. Życzę Ci szczęścia.
Nie
dość, że nic się nie lepiło, to jeszcze cała kartka była mokra od łez. Same
kłamstwa. Ranię jego i siebie. Ale musiałam. Tak, właśnie tak trzeba było. Jeszcze przez przypadek napisałam „kocham
cię”. Oczywiście to zamazałam. Miałam tylko nadzieję, że nie zrobi niczego
głupiego. Włożyłam do koperty i podczas
żegnania się z rodziną (bo do szpitala jechałam tylko z mamą) poprosiłam Tom’a,
żeby mu to dostarczył.
- Będzie
mi was wszystkich brakowało – łzy same zaczęły mi spływać po policzku.
-
Wszystko będzie dobrze Holly, w końcu ktoś musi być chrzestną mojego dziecka,
nie? – uśmiechnęła się i próbowała mnie przytulić, no ale niestety ogromny
brzuch jej na to nie pozwalał.
-
Zadzwoń do mnie, jak tylko zacznie się poród, dobrze?
- Jasne.
-
Nathaly.
-
Kobieto, wyzdrowiejesz. Innej opcji nie ma! – pocałowała mnie w policzek.
- Jezus,
co wy tacy pełni optymizmu wszyscy, co? – uśmiechnęłam się. Było mi bardzo miło
i nie chciałam ich opuszczać. Kiedy wszystkich już wyprzytulałam, wsiadłam z
mamą do auta i pojechałyśmy.
Po 6
godzinach byłyśmy już na miejscu. Jak tylko weszłam do szpitala, choroba nie
dawała o sobie zapomnieć. Znowu zaczęły mi drętwieć ręce i zaczęłam mieć
zawroty głowy. Pielęgniarki natychmiast zaprowadziły mnie do pomieszczenia,
który miał mi służyć za mój pokój. Były w nim dwa łóżka. Jedno dla mnie, a
drugie prawdopodobnie niedawno zostało opuszczone. Podano mi leki i kazano mi
odpoczywać.
***
Tak było
codziennie. Leżałam w tym szpitalu już dwa tygodnie. Dzień w dzień podawano mi
leki. Przeprowadzano mnóstwo badań. Bez chemioterapii też się nie obyło. Obcięli
mi włosy. Byłam łysa. To chyba było najgorsze. Nie to, żebym się jakoś bardzo
przejmowała swoim wyglądem, bo nigdy tak nie było, ale włosy były jednym z
największych moich atutów. Pewnego dnia stanęłam przed lustrem i dokładnie
oglądałam swoją głowę. Nie ma co – wyglądałam strasznie. Przez to całe
marudzenie na ten temat, a raczej po prostu przez żałobę po moich włosach, mama
kupiła mi perukę. Nie było to wygodne i nawet w najmniejszym stopniu w dotyku
nie przypominało moich włosów, ale cóż. Lepiej mieć na głowie to niż nic.
Ale
wracając do tego dnia, kiedy stałam przed lustrem i się sobie przyglądałam.
Dostałam krwotoku z nosa. Wtedy wiedziałam, że jest ze mną naprawdę źle. To był
jeden z tych powodów, dla których można już było zamawiać pogrzeb. Moja
rodzicielka od tamtego czasu zaczęła mi opowiadać o historiach z dzieciństwa – o
tych dobrych wspomnieniach. Potem obdzwoniła całą rodzinę i wszystkich
znajomych (oprócz Chris’a) powiadamiając ich o moim stanie. Było mi z tym źle.
Nigdy nie byłam w centrum uwagi i nigdy nie chciałam być. Jeszcze na dodatek
siedziała i całe noce płakała. Lekarze do końca zgłupieli i nie umieli
powiedzieć, czy z tego wyjdę, czy nie. Momentami ocierałam się o śmierć, a
innym razem czułam się, jakbym mogła zdobyć Mount Everest. A tłumaczenie tego
było takie: moje ciało tryskało energią, ale psychika upadała i ciągnęła za
sobą ciało. Ciągle myślałam o Chris’ie i zastanawiałam się, jak mogłam coś
takiego w ogóle zrobić.
______________________________
Przepraszam, że coś takiego wstawiam.
Wiem, że Was zanudzam. Mam nadzieję,
że to naprawię. Zawiodłam siebie i Was
tym rozdziałem.
xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)