czwartek, 26 czerwca 2014

34. "My life and love ?"

Czcionka pochyła SEN

Siedziałam u Chris’a na kolanach i rozmawiałam z nim. Próbowałam od niego wyciągnąć jakiś informacji na temat celu tej wycieczki, ale za każdym razem sprytnie zmieniał temat i natychmiast o tym zapominałam.
- Idę do toalety – wstałam. W samolocie nie było zbyt dużo miejsca. Nie byłam tym zniesmaczona - w końcu to mały, prywatny samolocik – wręcz przeciwnie, było tu przytulnie. W stronę przeciwną do mojej szedł stewardess z tacą, na której stały dwa kieliszki czerwonego wina. Uśmiechnęłam się do niego i w momencie, kiedy koło siebie przechodziliśmy pojawiły się turbulencje. Ja poleciałam w stronę okien, ale na szczęście złapałam się półki i tylko porządnie rąbnęłam łokciem sama nie wiem gdzie. Niestety wino wylądowało na mnie. Na sukience od Chris’a na mojej klatce piersiowej.
- Przepraszam – usłyszałam głos młodego mężczyzny. Natychmiast wziął białą ściereczkę i już miał zacząć ścierać plamę, kiedy Chris gwałtownie ją mu wyrwał.
- Mógłbyś trochę uważać – warknął.
- Przestań, nic się nie stało. Z resztą to nie jego wina – wtrąciłam. – Ta sukienka to i tak nie mój gust – zachichotałam. Chciałam rozluźnić atmosferę.
- Posprzątaj to – mruknął zły Chris.
- Oczywiście – odpowiedział chłopak. Podeszłam bliżej toalety. Chris poszedł za mną.
- Mamy tylko jeden problem – skrzywiłam się – Nie mam się za bardzo w co przebrać.
- Wszystkie walizki są w bagażniku. Teraz się do niego nie dostaniemy – zdjął swoją marynarkę – To musi ci wystarczyć kotku – cwaniacko się uśmiechnął.
- Super – bąknęłam pod nosem – zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro. Było gorzej niż przypuszczałam. Plama była ogromna. Planowałam tą marynarkę założyć na sukienkę, ale w tym wypadku nie da rady. Szpilki, bielizna i męska marynarka. Super. Mam nadzieję, że ten samolot to bezpośredni środek transportu. Nie byłam zła. Było mi szkoda tego chłopaka. Wiedziałam, że nie zrobił tego specjalnie. A przynajmniej nie będę musiała już chodzić w tej kiecce. Na moje oko to to się nie odpierze. Wyszłam z malutkiej kabiny i z powrotem powędrowałam na kolana mojego chłopaka.
- Następnym razem kupię ci taką marynarkę i szpilki – szepnął mi do ucha.
- Wtedy już nigdzie z tobą nie pójdę w takim stroju.
- Kto powiedział, że musimy gdzieś iść? Będziesz paradować tak w domu – wybuchłam śmiechem.
- Ale masz marzenia – westchnęłam – Nie wywalisz go z pracy, prawda?
- Raczej powinienem.
- Chris, to nie jego wina, że były turbulencje.
- Dobra, dobra. Nic ci nie jest? – chwyciłam się za nadal pulsujące miejsce.
- Walnęłam się w łokieć – skrzywiłam się.
- Bardzo boli?
- Nie.
- Dzielna dziewczynka – przygryzł dolną wargę, a po chwili nasze usta były już złączone.

***


Wylądowaliśmy na kolejnym lotnisku. Nie wiedziałam gdzie. Nikt nie chciał mi powiedzieć. Ale było strasznie zimno. Cała się trzęsłam. Jednak ten mały samolocik to dopiero jakaś część tej całej drogi. Masakra. Przesiedliśmy się do dużego samolotu – pasażerskiego. Mnóstwo ludzi. A ja w samej marynarce. To musiało być widowisko. W środku było już ciepło. Kiedy usiedliśmy natychmiast wtuliłam się w Chris’a. Byłam wykończona.
- Zmęczona?
- Mhm.
- Śpiąca?
- Tak – ziewnęłam.
- Dobranoc – musnął mnie w czoło.
- Gdzie lecimy?
- Zobaczysz.
- Kiedy dolecimy?
- Jak się obudzisz.
- Wredota z ciebie – szepnęłam i ponownie zostałam pocałowana w czoło.
- Dobranoc skarbie – zasnęłam. Nie miałam żadnych sił na walkę ze snem. Teraz był silniejszy ode mnie.

Szłam przez miasto. Weszłam do parku. Powietrze było tego dnia bardzo ciężkie. Czułam się niepewnie. Zaczęłam się bać. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czułam, że ktoś mnie dotyka za ramię, ale kiedy się odwracałam nikogo nie było. Zrezygnowałam z zakupów i skierowałam się prosto do domu. Jak tylko otworzyłam drzwi zaczęła się wielka burza, której jak zwykle się bałam. Zawinęłam się w koc i napisałam do Chris’a, żeby do mnie przyjechał. Po 10 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zachwycona faktem, że to mój chłopak pobiegłam otworzyć. Ale to nie był Chris. W drzwiach stał mój ojciec z kuchennym nożem, który po chwili wylądował w moim brzuchu. Kiedy opadałam na podłogę przez okno zobaczyłam jedynie uśmiechniętego Chris’a.

Gwałtownie otworzyłam oczy i poniosłam głowę. Byłam przerażona. Szybko oddychałam. Poczułam, że Chris ściska moją dłoń i patrzy na mnie z niepokojem.
- Co się stało? Jakiś koszmar? –zapytał, a ja kiwnęłam głową.
- Mój ojciec. Wypuścili go, przyszedł do mnie do domu i mnie zabił. Nie zdążyłeś przyjść na czas – z oczu wypływały mi łzy.
- Już dobrze – przytulił mnie i głaskał po włosach – Spokojnie, nic takiego się nie wydarzy. Będę zawsze przy tobie, obiecuję – powoli się uspokajałam.
- Długo jeszcze?

- Już lądujemy.


______________________________

Podoba mi się ten rozdział :)
A Wy jak go oceniacie? Liczę na jakieś komentarze !
Jak chcecie pogadać to tu: ASK
Nie wiem czy wiecie ale piszę też tu, gdzie piszę jako Elsa
Życzę Wam udanych wakacji miśki ;*

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 33 "My life and love ?"

Ten rozdział dedykuję każdemu czytelnikowi, który cierpliwie czeka na rozdział ;*


Podeszłam bliżej do Chris’a.
- Widzę, że już wszystkich poznałaś – wyszczerzył się.
- Twoje kuzynki na pewno – zachichotałam.
- One to są udane,
- Zasugerowałam, że cię im pożyczę.
- Wiesz, że mogę nie wrócić – zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz – Przepraszam – odszedł i odebrał. Byłam lekko zniesmaczona tym telefonem, no ale trudno. Chodziłam po Sali i rozmawiałam jeszcze z niektórymi gośćmi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.  To była Ann z widocznym już brzuszkiem, a za nią Josh, mama, Henry, Dan, Tom, Nathaly i Patty…? Tak to była ona. Trzymała Dan’a za rękę. O matko! Są razem?!
- Co wy tutaj robicie? – zapytałam uradowana.
- Przyszliśmy się pożegnać – odpowiedział Dan, a Josh go szturchnął.
- Jak to? Dlaczego mamy się żegnać? Przecież nigdzie nie wyjeżdżacie prawda?
- Nie. Ale my tak – usłyszałam za sobą głos Chris’a.
- Nigdzie nie jedziemy, ale potem o tym porozmawiamy. Teraz muszę z nimi pogadać. Tak dawno was nie widziałam! – usiedliśmy przy naszym stoliku. Zaczęliśmy rozmawiać. Zostałam utwierdzona w przekonaniu, że mój przyjaciel i Patty są parą. Teraz patrzył czułym i kochającym wzrokiem na nią – nie na mnie. To też mnie ucieszyło. Ann powoli szykuje się do przyjęcia na świat dziecka. Wszyscy są nieźle nakręceni tym maleństwem. Ja jednocześnie słuchając tych wszystkich news-ów rozmyślałam co ten Chris znowu wymyślił. Nie ma mowy nigdzie z nim nie jadę. Już wystarczająco dużo pieniędzy wydał na tą sukienkę.
- Kochanie musimy się już zbierać – Chris wstał od stołu.
- Musimy porozmawiać – wstałam i zaciągnęłam go za rękaw w kąt sali. Czułam, że szykuje się sprzeczka.
- Co się stało? – zapytał śmiejąc się. Klepnęłam go w ramię.
- Co ci tak wesoło?
- Bo się złościsz. Bez powodu.
- Gdzie się wybierasz?
- Wybieram się, ale z tobą.
- Ja nigdzie nie jadę.
- Jedziesz.
- Chris! Nie mogę!
- Możesz.
- Nie lubię jak wydajesz na mnie pieniądze! Nie mogę cię tak obciążać! Ja ci takiego nic nie mogę dać! – objął moją twarz rękoma i spojrzał mi w oczy.
- Dajesz mi coś pięknego. Kochasz mnie, a ja mam tych pieniędzy tyle, że z przyjemnością na ciebie wydaję, jasne?
- Nie. Ja nigdzie nie jadę. Przykro mi, ale nie – wróciłam do stołu i kontynuowałam rozmowę z bliskimi. Gadałam z nimi dopóki nie usłyszałam głosu Chris’a w głośnikach.
- Szanowni panie, panowie i goście – zaczął, a ja odwróciłam się w jego stronę – Mam do was wielką prośbę – popatrzył na mnie i szeroko się uśmiechnął. Zmarszczyłam brwi.
- Moja dziewczyna Holly, którą dzisiaj poznaliście nie chce ze mną wyjechać w podróż. Jest strasznie uparta i nie mogę jej przekonać, żeby ze mną pojechała. Czy moglibyście ją do tego nakłonić? – byłam zawstydzona. I to porządnie. Wszyscy dookoła mnie ustawili się w kółeczko, a ja byłam w samym środku. Po chwili zaczęli klaskać. Teraz nie miałam wyjścia. Musiałam się zgodzić. Podeszłam do Chris’a i wyrwałam mu mikrofon.
- Życzcie nam udanej podróży – puściłam do wszystkich oko i usłyszałam jeszcze głośniejsze brawa i śmiechy. Chyba udało mi się zdobyć ich sympatię. Ale to nie zmieniało faktu, że nie chciałam tam jechać. Gdziekolwiek to było. Weszliśmy do windy i mój mężczyzna wcisnął przycisk z numerem 17+. O co chodziło z tym plusem.
- Mówiłem, że pojedziesz – cwaniacko się uśmiechnął.
- Podstępna małpa – burknęłam i zostałam muśnięta w policzek. Drzwi od windy otworzyły się, a we mnie uderzył zimny i silny wiatr. Byliśmy na dachu tego budynku. No nieźle. Chris splótł nasze dłonie. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam prywatny samolot.
- Chris! – krzyknęłam – Co to ma znaczyć?!
- Coo? – udawał, że nic nie słyszy.
- Gówno – warknęłam pod nosem. Byłam wściekła. Pociągnął mnie za rękę. Samolot był już gotowy do startu. Przez wiatr, który w nas uderzał ciężko było jakkolwiek tam wsiąść. Jednak dzięki pomocy dwóch mężczyzn w końcu wsiedliśmy. Usadowiłam się w skórzanym fotelu i zapięłam pasy. Nie miałam ochoty na rozmowy z chłopakiem. Patrzyłam się cały czas w okno.

- Kochanie?
- Czego?
- Złość piękności szkodzi, wiesz?
- Bywa.
- Proszę mi tutaj fochów nie strzelać.

- Bo co? – odwróciłam się a on bez wahania porządnie wbił się w moje wargi. Jeśli myśli, że po tym pocałunku nie będę już taka zła to… to chyba ma racje.



___________________________________
Coś tam napisałam.
Nie uważam, żeby to było jakieś cudowne,
ale przyjemnie mi się pisało ;)

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 32 " My life and love ?"

Z torebki wyciągnęłam czerwoną sukienkę i cholernie krótką. Jak ja mam ją założyć? Chyba pomylił rozmiary. Cały tyłek będę miała na wierzchu. Na dodatek ta czerwień. Ohyda. Nie ma mowy nie włożę tego.
- Kochanie już gotowa? – stał za drzwiami.  
- Przykro mi, ale w tym nigdzie nie pójdę – zaczął się śmiać.
- Musisz. Sam ją wybrałem – No to wszystko jasne.
- Pomyliłeś rozmiary.
- Jeśli tego nie założysz to będę bardzo smutny – starał się mówić to tak, jakby miał się zaraz popłakać, ale coś mu nie wychodziło, bo wybuchłam śmiechem. – Co się stało?
- Ty! Wariacie! – ledwo wydusiłam. I zaczęłam wciągać na siebie sukienkę. Poprawiłam jeszcze makijaż, zakręciłam loki. W sumie to wszystko nie wyglądało najgorzej. Podkreślało moją dość seksowną talię i szczupłe nogi. Problem był jeden: nie przepadałam za takimi strojami. Nie czułam się w nich dobrze. Lubiłam sukienki i nie zakrywałam swojego ciała, jak zakonnica, ale jednak pewne granice były. Ta sukienka tą granicę przekraczała. Niepewnie wyszłam z łazienki. Chris’a  już pod nią nie było. Pobiegłam szybko do pokoju, bo buty. Czarne na 10cm obcasie i niezwykle piękne, jak i wygodne. Przeszłam do salonu, skąd dochodził głos Chris’a. Stał tyłem do mnie i rozmawiał z moją mamą. Podeszłam do niego próbując nie stukać obcasami o podłogę i zakryłam mu dłoniami oczy.
- Kochanie? – uśmiechnęłam się – Już gotowa?
- A jak myślisz? – odwrócił się i na mnie spojrzał. Skrzywił się – Co?
- Nic. Będę musiał bardzo uważać.
- Dlaczego?
- A myślisz, że nikt nie będzie podrywał tak pięknej kobiety? – zachichotałam.
- Rzeczywiście musisz uważać – chwycił mnie za rękę i wyprowadził. Wsiedliśmy do jego auta i ruszyliśmy.
- Jesteś piękna. Przepiękna.
- Dziękuję, ale…
- Ale co?
- Ale po co ją kupowałeś? Była bardzo droga. Nawet nie zaprzeczaj, bo na pewno tak było.
- Zasługujesz.
- Ale ja nie chcę drogich prezentów! Nie chcę i nie potrzebuję drogich sukienek od najsłwniejszych projektantów! Na dodatek źle się z tym czuję. Ty. Ty mi wystarczasz. I potrzebuję tylko ciebie.
- Bardzo cię kocham Holly, ale patrzeć na ciebie jak się cieszysz, kiedy coś dostajesz i mieć świadomość, że sprawiam ci tym przyjemność to coś cudownego.
- Przestań. Nie chcę się z tobą kłócić. I następnym razem niczego nie przyjmę.
- Jasne, jasne.
- Zobaczysz.
- No ale gdzie mnie zabierasz?
- Nie powiem ci, bo wszystko zepsuję.
- Chriiiis!
- Nic z tego – po tym już siedziałam cicho, bo i tak by mi nie powiedział. Jechaliśmy dość długo. Dokładnie to nie wiem ile, ale chyba długo. Wysiedliśmy przed szklanym drapaczem chmur.
- Co ty wykombinowałeś? – nie odpowiedział tylko cwaniacko się uśmiechnął. Po wejściu do budynku od razu skierowaliśmy się do windy. Jedno bardzo mnie zdziwiło. Wszyscy, których mijaliśmy kiwali nam głową na dobry wieczór. A raczej nie mi tylko Chris’owi.
- Oni cię znają i to wszyscy – powiedziałam, kiedy drzwi od windy się zamknęły, a przycisk z liczbą 15 zapalił się na czerwono.
- To inwestycja mojego ojca.
- Twojego taty? – byłam pod wrażeniem.
- Tak.
- No nieźle – zapadła cisza, a my nadal jechaliśmy. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie jest tu nigdzie ukryty przycisk z napisem: „Najwolniej jak się da”. Poczułam, jak Chris przeszywa mnie wzrokiem.
- Jestem z siebie dumny – wyszczerzył się.
- Bo?
- Bo wyglądasz niebiańsko w tej kiecce.
- Ale mogłeś wybrać inny kolor.
- Dlaczego?
- Bo nienawidzę czerwonego.
- Ale właśnie w tym kolorze jesteś bardziej pociągająca niż zwykle – szturchnęłam go w ramię.
- Muszę sobie znaleźć innego chłopaka, który będzie doceniał moje piękno bez czerwonej mini – szepnęłam, a on podszedł do mnie tak blisko, że nasze wargi mało co się nie dotykały. Odgarnął mi włosy i spojrzał głęboko w oczy.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie, wiesz? – przez chwilę mu uwierzyłam. Przez chwilę czułam się piękna i wyjątkowa. Uwielbiałam kiedy tak robił. Wszystko byłoby dobrze, gdyby drzwi od tej luksusowej windy się nie otworzyły.
- Chris – powiedziałam prawie piskliwym i niesłyszalnym głosem. Za jego ramieniem zobaczyłam wielką salę balową wypełnioną minimalnie trzystoma osobami. Nie ma mowy, żebym tam weszła.
- Ja tam nie idę. Za dużo ludzi – uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
- Tak Holly. Idziesz. Uwierz w siebie. Jestem z tobą – spojrzałam na niego. Widać było, że jest zatroskany. Było też widać, że gdybym nie poszła byłoby mu smutno. Zaufałam mu. Ścisnęłam jego rękę mocniej i wyszliśmy. Nagle wszystkie pary oczu skierowane zostały tylko i wyłącznie na mnie. Zrobiło mi się słabo. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi. Zawsze tego unikałam. Ale teraz o ucieczce nie było mowy.
- Wszystko w porządku. Zaczaruj ich swoim uśmiechem tak jak mnie skarbie – po tych słowach od razu się uśmiechnęłam. Pewnie tylko dlatego, że usłyszałam jego głos, który uświadomił mi, że on mnie nie opuści.
- A teraz się rozluźnij. Bardzo dobrze ci idzie – byłam mu za to wdzięczna. Za to, że mówił mi co mam robić, kiedy nie wiedziałam. A teraz nie wiedziałam. Zaraz po tym wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Odetchnęłam z ulgą. Ale dosłownie na chwilę, bo podszedł do mnie jego tata. Poprosił mnie do tańca. Cudownie.
- Holly, chciałbym przeprosić cię za swoje zachowanie.
- Nic się nie stało – blado się uśmiechnęłam.
- Nawet jeśli, to i tak przepraszam. Źle cię oceniłem – chwila ciszy. – Mam dla ciebie małą radę.
- Tak?
- Jesteś zbyt spięta. Spokojnie, wszyscy są tobą zachwyceni. Nie masz się czego bać.
- Staram się robić co w mojej mocy.
- I jeszcze jedno. Ta sukienka…
- To nie był mój pomysł – skrzywiłam się.
- Rozumiem – tyle było naszego tańca. Po tym wróciłam do Chris’a. A właściwie to nie wróciłam, bo gdzieś zniknął. Zamiast niego wylądowałam z jego kuzynkami. Były to dwie bliźniaczki. Słodkie. Cały czas wybuchałam śmiechem, kiedy rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się, jak bardzo między sobą rywalizowały aby zdobyć Chris’a. Przebierały się, udawały kogos innego, kupowały mu kwiatki, śpiewały i dawały czekoladki. To wszystko po to aby wybrał jedną z nich. Prawie płakałam ze śmiechu.
- Mogę go wam oddać – zachichotałam.

- On nas nie zechce – powiedziały jednocześnie ze skrzywioną miną. Po jakimś czasie. Poznaniu chyba wszystkich gości, którzy byli przemili i wcale nie było tak źle, znalazłam Chris’a.

_______________________________ 
Rozdział bardzo długi :3 ale też i nudny.
Zdj sukienki nie wstawiłam, bo tak jak ja ją sobie wyobrażam to takiego zdj nie ma ;(
Przepraszam Was, że zaniedbuję kolejność
wstawiania rozdziałów, ale
mam teraz mnóstwo nauki i trudno mi się z tym wszystkim wyrobić.
Kocham Was :*

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 31 " My life and love ? "

W drzwiach stał Dan. Przywitałam go ciepłym  uśmiechem.
- Hej!
- Hej!
- Mogę wejść?
- Jasne – przeszliśmy do salonu.
- Zgłupiałaś?
- Dlaczego?
- Uciekasz. Nie dajesz oznak życia. Wszyscy cię szukają, ale nikt nie potrafi cię znaleźć. Po prostu zapadasz się pod ziemię.
- Wszystko musiałam przemyśleć, poukładać.
- Przepraszam – westchnął.
- No chodź tu – poklepał swoje kolana. Bez wahania na nie wskoczyłam i wtuliłam się w jego osobę. Cieszyłam się, że mam takiego przyjaciela. Jednak nie pomyślałam, że zaraz mogę go stracić. Do salonu nie wiadomo skąd wszedł Chris. Tylko jak on się tu znalazł? Smutno i z wyrzutami sumienia się na mnie popatrzył i wyszedł. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam.
- Chris!
- Co?
- To tylko przyjaciel. Poczekaj.
- Po co?
- Bo chcę, żebyś to ty był przy mnie, a nie on! – krzyknęłam. I tego pożałowałam. Za mną stał przecież Dan, który właśnie trzasnął drzwiami. Poszedł. Szybko pewnie nie wróci. No, ale przecież im dwóm na raz nie dogodzę, prawda?
- Holly…
- O nie mój drogi! Nie ma Holly! Do mojego pokoju! No już! – krzyknęłam do niego ze złością, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że do zabrzmiało jak do dziecka. Chris zaczął się śmiać. Posłałam mu kopa w tyłek. On poszedł do mnie, a ja poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie herbatę i wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam naprzeciwko chłopaka.
- To jest mój przyjaciel. Czy tego chcesz czy nie. Nie odrzucę go, bo czuje do mnie to samo co ty – zamurowało go.
- Jak to? – zapytał zdziwiony.
- Normalnie. Nie wiesz jak to  jest gdy się zakochasz?
- Ale ty? Ty go kochasz?
- Skąd takie pytanie?
- Pocałowałaś go – westchnęłam.
- Kocham, ale to nie ja jestem dla niego.
- Dlaczego wybrałaś mnie?
- Skąd stwierdzenie, że wybrałam ciebie?
- Bo beze mnie nie możesz żyć? Bo mnie kochasz? Bo tak słodko się rumienisz, jak ci powiem, że jesteś piękna? A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz – zarumieniłam się – Widzisz?!
- Ehh… Okey. Wybrałam ciebie, bo kocham cię inaczej niż jego i wiem, że ty kochasz mnie bardziej niż on. I jesteś idiotą. Największym jakiego znam!
- A to co niby miało znaczyć? – zachichotałam.
- To, że gdybym umarła ty byś się zabił. Co jest głupie i chore. Dobra spadaj. Jestem zmęczona przez ciebie. Nie czujesz się winny?
- Owszem – zachichotałam – Dobranoc – chciał mnie pocałować, ale ja się odsunęłam.
- Nie-e.
- Nie rozumiem cię, naprawdę – westchnął i poszedł. A ja zasnęłam. Wstałam o 13:00. Późno. Zbyt późno. Zmarnowałam pół dnia. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Wszyscy siedzieli i jedli obiad. Beze mnie.
- Nie mogliście na mnie poczekać? – mruknęłam.
- Mogliśmy, ale Chris nam kazał, żeby tego nie robić?
- Od kiedy to słuchacie się Chris’a? – wyszłam nie czekając na odpowiedź. Co on znowu wymyślił? I zaraz po tym jak ogarnęłam swój wygląd zadzwonił dzwonek do drzwi. Nikt oczywiście nie był skłonny ich otworzyć. Musiałam zrobić to ja. W drzwiach stał ogromny bukiet białych róż. I ktoś za nimi. Tylko nie wiedziałam kto, bo te piękne kwiaty zasłaniały całe jego ciało oprócz nóg. No tak, a kto inny mógłby to być jak nie Chris? Zobaczyłam jego twarz dopiero po tym jak wręczył mi bukiet do rąk.
- Wybaczysz mi? – uśmiechnęłam się.
- A myślisz, że potrafiłabym bez ciebie wytrzymać? – nie odpowiedział. Po prostu mnie pocałował. Tak jak nigdy. Przenigdy. To był nasz najlepszy pocałunek. Był pewny siebie, ale nie przesadzał. Tak samo z namiętnością i delikatnością. Wszystko było w odpowiednich proporcjach – jeżeli można tak powiedzieć.
- A teraz idź i ładnie się ubierz, dobrze? A najlepiej w to – wręczył mi granatową torbę z papieru.
- Nie przesadzasz? – podniosłam lewą brew.
- Ani troszkę skarbie – odwróciłam się, a on uderzył mnie w tyłek, że aż podskoczyłam.
- Chris!

- No co? – cwaniacko się uśmiechnął. Ja tylko westchnęłam i poszłam do łazienki.

_____________________________
Jestem najgorsza na świecie - wiem ;/
Możecie mnie zatłuc, że pominęłam kolejność i dawno 
nie wstawiałam tu żadnego rozdziału.
PRZEPRASZAM <3
Wydaje mi się, że może być ;)
Pomijając to, że jest krótki.