sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 37 "My life and love ?"

Czytasz = komentarz ;*

*Następnego dnia*

Otworzyłam oczy. Była 10:34. Chris  jeszcze spał. Wysunęłam się delikatnie z jego objęć, założyłam szlafrok i wymknęłam się cicho z sypialni. Kiedy weszłam do kuchni, mało co nie dostałam oczopląsu. Przy stole ze ścierką w obcisłym stroju kręciła się kilka  lat starsza ode mnie kobieta. Musiałam przyznać, że figurę i buźkę miała niczego sobie.
- Co pani tu robi? – zapytałam.
- Pracuję – odburknęła mi pod nosem.
- A długo jeszcze będzie pani pracować? – chciałam się jej jak najszybciej pozbyć. Jeszcze tego brakowało, żeby Chris ją zobaczył.
- Jak skończę to wyjdę, nie? – bardzo miła ta nasza sprzątaczka.
- W takim razie kończy pani teraz. Do widzenia – wywaliłam ją z domu. Popatrzyłam na kuchnię. Wszystko było już posprzątane. Jak na razie niczego nie musiałam robić. Oprócz śniadania. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam miseczkę, pokroiłam owoce, posypałam musli i polałam jogurtem. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. W pewnym momencie Chris od tyłu mnie przytulił i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz, że nie ucieka się facetowi z łóżka?
- Bo co?
- Bo on wtedy za bardzo tęskni i jest zdolny do wszystkiego.
- Jak mam to odebrać? – posadził mnie na stole i objął w talii.
- Musisz być gotowa na wszystko – musnął moje usta.
- Nadal nie wiem o co ci chodzi – zachichotałam, a on westchnął.
- Mam bardzo mądrą dziewczynę – skrzywił się – Ale tak naprawdę – przerwał – Ja też nie wiem – szepnął mi do ucha, jak jakąś tajemnicę. Wybuchliśmy śmiechem.

*Kilka godzin później*

Pomimo ogromnej cierpliwości Chris’a przez pierwszą godzinę nadal nie udało mi się zrobić żadnego postępu. Dopiero pod koniec, kiedy miałam już wychodzić wreszcie stanęłam na tej głupiej desce i utrzymywałam równowagę przez długi czas.
- Chris, udało mi się! Udało! – skoczyłam do wody.
- Mówiłem – pocałował mnie – Jestem z ciebie dumny – wyszczerzyłam się i wyszłam z wody. Potem już tylko leżałam na leżaku pochłaniając witaminę D. Starałam się nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała wejść do lasu pełnego robactwa.
- Idziemy! – rzucił mi sukienkę.
- Muszę?
- Tak! – złapał mnie za rękę i pociągnął. Kilkanaście kroków i już wchodziliśmy do miejsca pełnego tropikalnych drzew, krzewów i traw. Ponieważ dróżka była wąska, Chris szedł przede mną. Pewnie myślicie, że byłam z tego powodu zachwycona – bo jeśli coś wyskoczy to na niego i on znał drogę -  ale wcale tak nie było. Chris szedł szybko. Za szybko. Nie nadążałam.
- Zwolnij trochę!
- Jeśli chcesz wrócić przed nocą to się pośpiesz!
- Ale chyba nie musisz tak szybko maszerować, co?
- Skarbie, nie marudź – przecież z moją kondycją nie było aż tak źle. Chyba. Postanowiłam jednak spiąć tyłek, zacisnąć zęby i iść w jego tępie. Co było cholernie trudne. Cały czas marudziłam. Nie wiem skąd on ma tyle cierpliwości.
- Z tobą coś nie tak, czy co? Bo jakoś nadzwyczajnie pięknie to tu nie jest.
- Poczekaj. Zaraz dojdziemy – przecież tu było tylko zielono. Żadnego czerwonego kwiatka, nie mówiąc już o innych kolorach. Po jeszcze 10 minutach drogi, wreszcie doszliśmy. Zamurowało mnie.
- Okey. Tu jest nadzwyczajnie pięknie – mimo, że była tu cała polana żółtych, czerwonych, fioletowych, różowych, a nawet niebieskich kwiatów i nad nami latały różne gatunki nieznanych mi ptaków i motyli moje nogi bolały. Usiadłam na trawie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba, ale nie przypuszczałem, że będziesz tak marudzić – zachichotałam. Wstałam i zaczęłam zrywać kwiaty, tworząc z nich kolorowy bukiet.
- Musimy już wracać jeśli nie chcesz tu nocować.
- Nie, nie mam zamiaru tu spać – zaczęłam iść z powrotem, a on zaczął się śmiać. – Co cię tak bawi?
- Nic, nic. Teraz ty prowadzisz?
- Tak, bo ty za szybko idziesz.
- No dobra – szliśmy troszkę wolniej niż w tamtą stronę. Chris cały czas coś nawijał, ale ja go nie słuchałam. Właściwie to wszystkie moje myśli były skupione na jakiejś starej piosence. W pewnym momencie pięć centymetrów od mojego nosa, nie wiadomo skąd pojawił się pająk. Zaczęłam się wydzierać i piszczeć. Cofnęłam się i wskoczyłam Chrisowi na ręce. A on się śmiał.
- Spokojnie, to tylko mały pajączek.
- Mały?!
- Tak kochanie – nie przestawał się śmiać.
- Ja tu mało co nie dostałam zawału, a tobie tak wesoło?! – byłam oburzona.
- Tylko się nie obrażaj – stanęłam na nogach i kontynuowałam drogę powrotną. Obyło się już bez niespodziewanych gości. Kiedy doszliśmy do domu. Wypiłam tylko szklankę soku i bez słowa poszłam pod prysznic. Potem wskoczyłam od razu do łóżka. Byłam padnięta.
- Słodkich snów z pajączkami – usłyszałam.
- Spadaj – warknęłam i rzuciłam go poduszką. – Dzisiaj śpisz na podłodze – rozłożyłam się na środku łóżka.
- Och nie! Dlaczego? – udawał zasmuconego, ale mu coś nie wychodziło.
- Bo tak – sztucznie się uśmiechnęłam.
- Nic z tego – wepchał się koło mnie.

- No właśnie. Nic z tego – lekko go popchnęłam, a on z hukiem spadł na podłogę – wybuchłam śmiechem.

________________________
Niby taki zwykły, ale mi się podoba ;D
A Wam?

6 komentarzy: