Czytasz = komentarz ;*
*Następnego
dnia*
Otworzyłam
oczy. Była 10:34. Chris jeszcze spał.
Wysunęłam się delikatnie z jego objęć, założyłam szlafrok i wymknęłam się cicho
z sypialni. Kiedy weszłam do kuchni, mało co nie dostałam oczopląsu. Przy stole
ze ścierką w obcisłym stroju kręciła się kilka
lat starsza ode mnie kobieta. Musiałam przyznać, że figurę i buźkę miała
niczego sobie.
- Co
pani tu robi? – zapytałam.
-
Pracuję – odburknęła mi pod nosem.
- A
długo jeszcze będzie pani pracować? – chciałam się jej jak najszybciej pozbyć.
Jeszcze tego brakowało, żeby Chris ją zobaczył.
- Jak
skończę to wyjdę, nie? – bardzo miła ta nasza sprzątaczka.
- W
takim razie kończy pani teraz. Do widzenia – wywaliłam ją z domu. Popatrzyłam
na kuchnię. Wszystko było już posprzątane. Jak na razie niczego nie musiałam
robić. Oprócz śniadania. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam miseczkę, pokroiłam
owoce, posypałam musli i polałam jogurtem. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
W pewnym momencie Chris od tyłu mnie przytulił i pocałował w policzek.
Uśmiechnęłam się.
- Nie
wiesz, że nie ucieka się facetowi z łóżka?
- Bo co?
- Bo on
wtedy za bardzo tęskni i jest zdolny do wszystkiego.
- Jak
mam to odebrać? – posadził mnie na stole i objął w talii.
- Musisz
być gotowa na wszystko – musnął moje usta.
- Nadal
nie wiem o co ci chodzi – zachichotałam, a on westchnął.
- Mam
bardzo mądrą dziewczynę – skrzywił się – Ale tak naprawdę – przerwał – Ja też
nie wiem – szepnął mi do ucha, jak jakąś tajemnicę. Wybuchliśmy śmiechem.
*Kilka
godzin później*
Pomimo
ogromnej cierpliwości Chris’a przez pierwszą godzinę nadal nie udało mi się
zrobić żadnego postępu. Dopiero pod koniec, kiedy miałam już wychodzić wreszcie
stanęłam na tej głupiej desce i utrzymywałam równowagę przez długi czas.
- Chris,
udało mi się! Udało! – skoczyłam do wody.
-
Mówiłem – pocałował mnie – Jestem z ciebie dumny – wyszczerzyłam się i wyszłam
z wody. Potem już tylko leżałam na leżaku pochłaniając witaminę D. Starałam się
nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała wejść do lasu pełnego robactwa.
-
Idziemy! – rzucił mi sukienkę.
- Muszę?
- Tak! –
złapał mnie za rękę i pociągnął. Kilkanaście kroków i już wchodziliśmy do
miejsca pełnego tropikalnych drzew, krzewów i traw. Ponieważ dróżka była wąska,
Chris szedł przede mną. Pewnie myślicie, że byłam z tego powodu zachwycona – bo
jeśli coś wyskoczy to na niego i on znał drogę - ale wcale tak nie było. Chris szedł szybko.
Za szybko. Nie nadążałam.
-
Zwolnij trochę!
- Jeśli
chcesz wrócić przed nocą to się pośpiesz!
- Ale
chyba nie musisz tak szybko maszerować, co?
-
Skarbie, nie marudź – przecież z moją kondycją nie było aż tak źle. Chyba.
Postanowiłam jednak spiąć tyłek, zacisnąć zęby i iść w jego tępie. Co było
cholernie trudne. Cały czas marudziłam. Nie wiem skąd on ma tyle cierpliwości.
- Z tobą
coś nie tak, czy co? Bo jakoś nadzwyczajnie pięknie to tu nie jest.
-
Poczekaj. Zaraz dojdziemy – przecież tu było tylko zielono. Żadnego czerwonego
kwiatka, nie mówiąc już o innych kolorach. Po jeszcze 10 minutach drogi,
wreszcie doszliśmy. Zamurowało mnie.
- Okey.
Tu jest nadzwyczajnie pięknie – mimo, że była tu cała polana żółtych,
czerwonych, fioletowych, różowych, a nawet niebieskich kwiatów i nad nami
latały różne gatunki nieznanych mi ptaków i motyli moje nogi bolały. Usiadłam
na trawie.
- Wiedziałem,
że ci się spodoba, ale nie przypuszczałem, że będziesz tak marudzić –
zachichotałam. Wstałam i zaczęłam zrywać kwiaty, tworząc z nich kolorowy
bukiet.
- Musimy
już wracać jeśli nie chcesz tu nocować.
- Nie,
nie mam zamiaru tu spać – zaczęłam iść z powrotem, a on zaczął się śmiać. – Co
cię tak bawi?
- Nic,
nic. Teraz ty prowadzisz?
- Tak,
bo ty za szybko idziesz.
- No
dobra – szliśmy troszkę wolniej niż w tamtą stronę. Chris cały czas coś
nawijał, ale ja go nie słuchałam. Właściwie to wszystkie moje myśli były
skupione na jakiejś starej piosence. W pewnym momencie pięć centymetrów od
mojego nosa, nie wiadomo skąd pojawił się pająk. Zaczęłam się wydzierać i
piszczeć. Cofnęłam się i wskoczyłam Chrisowi na ręce. A on się śmiał.
-
Spokojnie, to tylko mały pajączek.
- Mały?!
- Tak
kochanie – nie przestawał się śmiać.
- Ja tu
mało co nie dostałam zawału, a tobie tak wesoło?! – byłam oburzona.
- Tylko
się nie obrażaj – stanęłam na nogach i kontynuowałam drogę powrotną. Obyło się
już bez niespodziewanych gości. Kiedy doszliśmy do domu. Wypiłam tylko szklankę
soku i bez słowa poszłam pod prysznic. Potem wskoczyłam od razu do łóżka. Byłam
padnięta.
-
Słodkich snów z pajączkami – usłyszałam.
- Spadaj
– warknęłam i rzuciłam go poduszką. – Dzisiaj śpisz na podłodze – rozłożyłam
się na środku łóżka.
- Och
nie! Dlaczego? – udawał zasmuconego, ale mu coś nie wychodziło.
- Bo tak
– sztucznie się uśmiechnęłam.
- Nic z
tego – wepchał się koło mnie.
- No
właśnie. Nic z tego – lekko go
popchnęłam, a on z hukiem spadł na podłogę – wybuchłam śmiechem.
________________________
Niby taki zwykły, ale mi się podoba ;D
A Wam?
Czekam na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńFajne <3
OdpowiedzUsuńSuuuuper !
OdpowiedzUsuńSuuuuuper!
OdpowiedzUsuńBoskie ; d
OdpowiedzUsuń