poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 39 "My life and love ?"

Otworzyłam oczy i biegiem zerwałam się z łóżka do łazienki. A potem znowu zwymiotowałam. Cholera, skoro to nie ciąża to co to jest? Do drzwi zapukał Chris.
- Holly, wszystko w porządku?
- Tak. Nie martw się zaraz wyjdę – zwymiotowałam.
- Nie jest dobrze, prawda? Mogę wejść? – chciał otworzyć drzwi, ale zablokowałam je nogą.
- Nie. Nie wchodź. Zaraz wychodzę i wszystko jest okey – skłamałam, ale nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Umyłam twarz i zęby. Uczesałam się i wyszłam. W sypialni stały spakowane walizki. Zdziwiłam się.
- Jedziemy gdzieś? – zapytałam.
- Tak, wracamy do domu.
- Dlaczego?
- Jesteś chora.
- Nie jestem.
- No wcale, bo wymioty, gorączka i coś jeszcze, co nie chcesz mi powiedzieć to objawy szczęścia.
- Chris, nie wymiotuję – nie chciałam stąd wyjeżdżać, na dodatek przeze mnie.
- Dlaczego mnie okłamujesz? – podszedł do mnie i chwycił za podbródek podnosząc moją głowę do góry, tak żebym na niego spojrzała. – Twoje zdrowie jest ważniejsze niż jakieś wakacje.
- Posłuchaj, to pewnie tylko zatrucie pokarmowe – wiedziałam, że nie, bo ileś czasu nic nie jadłam, ale on to też zauważył.
- Nie jadłaś nic przez 36 godzin i to ma być zatrucie pokarmowe? Holly, proszę cię. Nie jestem głupi.
- Nie chcę, żebyśmy skracali wakacje przeze mnie.
- To nie jest twoja wina.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. Tu z tobą jestem szczęśliwa.
- Ale nie ma tutaj żadnego lekarza.
- Poczekajmy do jutra. Jeśli mi przejdzie zostaniemy, jeśli nie to możemy wracać, okey?
- No dobrze – pocałował mnie w czoło – Niech ci będzie – odetchnęłam z ulgą. Tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałam w co się pakuje. Było jeszcze gorzej niż każdy z was może sobie wyobrazić. Poszliśmy do kuchni, a ja z każdym krokiem krzywiłam się z bólu. Usiadłam na krześle i z wymuszonym przez siebie uśmiechem, czekałam na coś dobrego, chociaż tak naprawdę miałam chęć położyć się spać. Po 30 minutach gadania dostałam porcję smacznego spaghetti. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że wcale nie chciało mi się jeść.
- Nie smakuje ci?
- Jest naprawdę pyszne – wymusiłam uśmiech.
- To dlaczego nie jesz?
- Nie mogę. Chris przepraszam cię – spojrzałam na niego błagalnie.
- Wiesz, że u ciebie to nie jest normalne, prawda? Uwielbiasz jeść.
- Tak, wiem, ale to nie znaczy, że jestem chora. W takim klimacie nawet największy obżarciuch dużo by nie jadł – próbowałam się bronić czymkolwiek mogłam i chyba podziałało.
- Okey, ale obiecaj, że zjesz kolację – no ładnie to zaczęła się zabawa w mamusię i niejadka.
- Postaram się, ale nie obiecuję – uśmiechnął się.
- Czego ja ci tak łatwo ustępuję? – pocałowałam go w policzek, wypiłam szklankę zimnej wody i położyłam się na sofie. Znowu było mi niedobrze.
- Idę się przebrać i idziemy na plażę, okey? – nie czekając na odpowiedź pobiegłam schodami na górę. Zrobiłam to, co robiłam ostatnio co jakąś godzinę i potem rzeczywiście poszłam założyć strój kąpielowy.  Wyszliśmy dopiero po jakiejś godzinie, bo Christopher musiał mnie nasmarować jeszcze toną olejków i kremów przeciwsłonecznych i znaleźć śmieszny kapelusz na głowę.

Najpierw poszliśmy posurfingować, a potem spacerowaliśmy brzegiem morza. Ze szczęścia zapomniałam o całym bólu. Potem zaczęliśmy biec (bo przez to, że przegrał wyścig wolał to nazwać bieganiem, a nie ściganiem się) i tańczyć idąc (sama nie wiem, czy się tak da, ale wyszło na to, że tak).  Zaszliśmy naprawdę daleko i mieliśmy iść jeszcze dalej, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa, więc powoli wracaliśmy.
Położyłam się na leżaku.  Moje mięśnie i wszystkie kości – jeszcze nigdy nie czułam ich tak dobrze.
- Idę popływać! – krzyknął.
- Okey! – zamknęłam oczy i próbowałam się odprężyć na słońcu.  Chwilę potem mało by brakowało, a dostałabym szoku termicznego. Mokry Chris, delikatnie usiadł na moich kolanach. Pisnęłam.
- Miałeś iść na deskę – podniosłam się, a on chwycił za moje łokcie, przyciągnął moje ciało do swojego lodowatego i zaczął całować.
- Nie moja wina, że działasz na mnie jak magnez – powiedział, a ja zaczęłam się śmiać, jak głupia.
- Idź już – lekko go odepchnęłam, ale nie mogłam odkleić od niego swoich warg. W końcu tak go odepchnęłam, że oboje wylądowaliśmy na piasku.
- Kocham cię – powiedziałam.
- Myślisz, że ja ciebie nie? – raz jeszcze mnie pocałował, posadził z powrotem na leżaku i pobiegł do morza. Leżałam na słońcu z dobre 2 godziny, potem wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni. Miałam teraz ochotę na coś do jedzenia. Od razu sobie pomyślałam, że może rzeczywiście miałam jakiś kryzys związany z tą zmianą klimatu i teraz wszystko będzie dobrze. Fajnie by było, ale kiedy zaczęłam kroić pieczywo na kanapki z ręki wypadł mi nóż, ale nie przypadkowo. Powoli traciłam czucie w rękach. Przestraszyłam się. Szybko poszłam do salonu i położyłam się na sofie. Starałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Przyszedł Chris. Nic mu nie mówiłam. Wolałam go nie martwić.
- Będę czekać na ciebie w sypialni. Jestem już zmęczona.
- Dobrze – powoli się podniosłam, kontrolując swoje ciało. Wszystko było już w porządku. No prawie. Kiedy dochodziłam do sypialni, niczego nie widziałam i po chwili zemdlałam.

                                                       
___________________________
Kochani, nie będzie mnie od 27.07 do 8.08
Wyjeżdżam na kolonie i na 99% nie będzie
tam internetu. Musicie, więc wytrzymać beze mnie
i bez moich rozdziałów.
Mooocno Was całuję ;*



3 komentarze:

  1. To może jeszcze jeden rozdziałek ? Jakoś wytrzymamy :) Chyba...
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym rozdziałkiem to się zastanowię :P
      Również pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. pierwszy raz chcę mi się czytać tak wyjątkowe opowiadanie.. a uwierz mi, że rzadko jaką kolwiek książkę czytam :P wciągneło mnie i to bardzo.. i z ciekawością czekam na kolejny rozdział! cudownie piszesz.. pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń