wtorek, 2 września 2014

Zaczynamy część drugą !

Zapraszam na drugą część tego opowiadania. Rozdział 1 już się pojawił :) Miłego czytania !

http://destiny-always-wins.blogspot.com/


. . . . . . . .

 Piszę to tak, aby zarazem było kontynuacją i zupełnie nowym opowiadaniem, więc jeśli nie chcesz czytać cz. 1 NIC NIE SZKODZI !

sobota, 30 sierpnia 2014

"My life and love ?" - rozdział ostatni ! (44)

To ostatni rozdział części pierwszej "My life and love ?". Zrób mi przyjemność i spraw, żebym skakała z radości zostawiając po sobie komentarz + notka na dole. 
Miłego czytania 



Obudziłam się o 5 rano. Chris spał i do tego chrapał, więc byłam pewna, że już przy nim nie zasnę. Cichutko zachichotałam i wymknęłam się z łóżka. Tym razem bez żadnych powrotów. Powędrowałam do pokoju Nancy, przebrałam się szybciutko w ubrania Chris’a, które były na mnie za duże i szykowałam się do wyjścia. Miałam ochotę się przewietrzyć. Kiedy zakładałam buty usłyszałam znajomy głos.
- Dokąd się wybierasz? – odwróciłam się i zobaczyłam zaspanego, a właściwie wciąż śpiącego na stojąco Chris’a opartego o ścianę. Uśmiechnęłam się. Wczorajsza złość już mi przeszła.
- Idę pobiegać.
- O tej porze?
- Nie moja wina, że tak głośno chrapałeś.
- Wróć do łóżka, jest środek nocy.
- Jest rano i idę biegać.
- Czekaj, idę z tobą.
- Ty? – zaśmiałam się – Skarbie ty na oczy nie widzisz.
- Ciii. Poczekaj tu na mnie.
- Tylko szybko! – krzyknęłam, kiedy szedł po schodach. Czekałam i czekałam, a jego nie było. Poszłam więc zobaczyć, gdzie się mój chłopak podział. Weszłam do jego pokoju no i oczywiście spał. Gotowy do wyjścia i ubrany, ale chyba zrezygnował i z powrotem wylądował w łóżku.
Lekko go szturchnęłam i zapytałam:
- Idziesz, czy nie? – otworzył jedno oko.
- Naprawdę musisz biegać o tej porze?
- Mhm – westchnął i razem wyszliśmy z domu. Ja biegłam pierwsza, a on wlekł się jakieś 100 metrów za mną.
- Budzimy się misiu! – krzyknęłam, a on lada chwila był obok mnie.
- Humorek się pani obrażalskiej poprawił? – cwaniacko się uśmiechnął.
- Kto pierwszy do tamtego drzewa! Gotowy? St… - nie zdążyłam rozpocząć „wyścigu”, a ten już mnie wyprzedził i biegł do tego drzewa. Wtedy już nie miałam możliwości go wyprzedzić.
- Eeej! Co to miało niby być? – założyłam ręce na biodra i czekałam na jakieś usprawiedliwienie.
- A nic. Wygrałem! – uśmiechnął się – Co dostanę jako nagrodę? – prychnęłam.
- Nie grałeś z zasadami. I nikt nic nie wspominał o żadnej nagrodzie.
- Sam sobie ją wezmę – przykleił się do moich ust. Odwzajemniłam pocałunek z uśmiechem i miłością. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie zadzwonił jego telefon.
- Przepraszam, ale muszę odebrać – uśmiechnął się przepraszająco i odszedł kilka kroków ode mnie. Czyli ja schodzę na drugi plan? Cudownie.
- Czego?
- Kurwa – rozłączył się. Spojrzałam na niego pytająco – Musimy wracać do domu Holly – złapał mnie za rękę i spacerkiem wracaliśmy. Czułam, że coś jest nie tak. Był przygnębiony, smutny i nic nie mówił. Ale ja też nie chciałam się odzywać.
Kiedy wszyscy wstali wspólnie zjedliśmy śniadanie. Każdy wyczuwał, że Chris był nieobecny. Kiedy pomagałam jego mamie zmywać naczynia, on poszedł porozmawiać z ojcem. Pomyślałam, że może jego mama wie, co ostatnio się z nim dzieje.
- Wiesz może czego Chris jest taki… taki jak nie on?
- Nie wiem kochanie. Ale na pewno mu przejdzie – blado się uśmiechnęła. Jednak wcale mnie nie przekonała. Po chwili przyszedł Chris. Z wymuszonym uśmiechem. Podszedł do mnie od tyłu, położył mi dłonie na biodrach, głowę w zagięciu między szyją, a ramieniem i muskając ustami moją szyję powiedział:
- Musimy pogadać.
- Coś się stało?
- Nie, ale chodź – opłukałam ręce i poszłam za nim. Po chwili siedziałam zmieszana na jego łóżku patrząc się co on robi. A nie uwierzycie co on robił. Pakował się.
- Co ty robisz?
- Pakuję się.
- Dlaczego?
- Muszę wyjechać.
- Powiedziałeś „muszę”.
- Tak, bo wyjeżdżam tylko ja.
- Co? – zapytałam drżącym głosem.
- Tak będzie lepiej.
- Dlaczego chcesz to zrobić? – czułam gulę w gardle.
- Nie chcę, ale muszę.
- Jadę z tobą – wstałam i wzięłam swoje rzeczy. Wyrwał mi je.
- Siadaj. Ty tu kurwa zostajesz.
- Chris! Dlaczego?! – wyprostował się i powiedział mi prosto w oczy:
- Nie kocham cię już i nie myśl sobie, że odwalam to samo co ty z tym listem. Mówię poważnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – wyszedł. Zamarłam. Usłyszałam pisk opon na zewnątrz. Odjechał. Siedziałam nieruchomo i gapiłam się w ścianę. Po chwili przyszła jego mama. Usiadła obok mnie. Odwróciłam się do niej i przytuliłam, płacząc i dusząc się. Wpadłam w histerię.
- Nie wróci, prawda? – wyszeptałam. Nie dostałam odpowiedzi.

Jego ojciec odwiózł mnie do domu. Wszyscy wiedzieli, że tak będzie tylko  nie ja. Bawił się moimi uczuciami. Byłam dla niego zabawką tylko na dłużej. Skurwiel. Tyle miałam na ten temat do powiedzenia.
My life and love? - chyba we snach...

Koniec części pierwszej 


___________________________
Dum! Dum! Dum!
Jakie wrażenia?
Spodziewaliście się takiego zakończenia?
+
Zapraszam na drugiego bloga, na którym znajdziecie
część drugą o nazwie "Destiny always wins"
Mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie czytać.
Trzymajcie się ciepło ! ;**

Coś niejasnego? --->  PYTAJ !

czwartek, 28 sierpnia 2014

Co robić? :o No i co dalej?

Ostatnio dużo myślałam nad tym blogiem. Doszłam do kilku wniosków. Miałam też plan zakończyć tego bloga, ale o tym za chwilkę.
Wywnioskowałam iż:

1. Blog chyba czas zakończyć.

Tak chciałam go zakończyć teraz. Ale bo i ponieważ wiem, że sporo osób czyta mój blog i w komentarzach widać, że się on podoba i liczycie na dalszy rozwój akcji wpadłam na pewien pomysł.

2. Część druga bloga

Oto ten pomysł. Jeżeli chcecie dalej to czytać, a na razie pomysły się skończyły (na ten moment opowiadania) to wymyśliłam, że trzeba napisać część drugą, kiedy to bohaterowie będą o kilka lat starsi i zaczną podejmować jakieś tam ważniejsze decyzje.

3. Wy chcecie część drugą - ja chcę więcej czasu.

Już wyjaśniam. Zaraz zaczyna się rok szkolny. Idę do drugiej gimnazjum, będę mieć bardzo dużo lekcji, więc rozdziały będą się pokazywały wtedy, kiedy będę mieć wenę albo pomysł albo CZAS. Nie możecie za bardzo naciskać, bo uwierzcie to jest bardzo denerwujące i w pewnym sensie "niewygodne". Jestem miła, ale jak każdy potrafię wybuchnąć. Nie mam nic przeciwko pytania się o następny rozdział jeśli minęło od wstawienia wcześniejszego kilka dni, ale nie godzinę ! :D

Jak na razie kontynujemy cz.1. Tutaj macie adres do cz.2 http://destiny-always-wins.blogspot.com/
Mam nadzieję, że niczym Was nie uraziłam. Mam nadzieję, że pomysł Wam się podoba. Mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie czytać.
Wszystkie pytania kierować TU

KC 
xx
Eliza

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 43 "My life and love ?"

Jeśli przeczytałaś/łeś - skomentuj :)


Następnego dnia, kiedy się obudziłam Chris siedział przy mnie z kubkiem kawy w dłoni.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry skarbie – odpowiedział i pocałował mnie w czoło – Jak się dzisiaj czujesz?
- Całkiem dobrze. Gdzie wczoraj byłeś?
- Odwiozłem twoją mamę do domu. Powinna odpocząć.
- Dziękuję. Chris… Widziałeś co się ze mną wtedy działo. Jest coraz mniej szans, że to wszystko się dobrze skończy. Nie chcę, żebyś…
- Ciii – przerwał mi – Wszystko się dobrze skończy.
- Nie chcę, żebyś widział jak umieram – władował mi się na łóżko, po czym mnie objął i przytulił. Zaczęłam chlipać.
- Nie chcę, cię zostawiać Chris – szepnęłam.
- To wyjdź za mnie – podniosłam głowę.
- Co takiego? – w tamtej chwili zapomniałam znaczenia tego zdania.
- Wyjdź za mnie.
- Ale jak to? – nic do mnie nie docierało.
- Normalnie. Ja cię kocham najbardziej na świecie. Skoro cały czas gadasz, że będziesz umierać to ja cię muszę mieć na własność. Wtedy zawsze będziesz przy mnie.
- Christopher, ja nie wieem. Nie za wcześnie?
- Holly, nie obchodzi mnie kiedy. Nie chcę, żeby było za późno. Jesteśmy już przecież dorośli.
- Ale czy to na pewno dobry pomysł? Chris nie jestem przekonana.
- Nie jesteś przekonana do tego czy mnie kochasz czy nie? – podniósł jedną brew. Szturchnęłam go łokciem.
- Oczywiście, że cię kocham i nie powinieneś mieć do tego żadnych wątpliwości – musnęłam go w usta.
- W takim razie wyjdź za mnie.
- Chris, a co o tym wszystkim pomyślą rodzice?
- Moi na pewno nie będą mieć nic przeciwko, a twoja mama tym bardziej. Z resztą już z nią o tym rozmawiałem.
- Co?!
- No tak. Mówiła, że byłaby bardzo zadowolona i szczęśliwa. No proszę.
- Muszę to przemyśleć.
- Ehh… Okey.

*Kilka dni później*

Mój stan ostatnio się poprawił. Choć ja i lekarze mało w to wierzyliśmy mój organizm i leki były silniejsze niż choroba. Z tego też powodu stwierdziłam, że jak na razie nie ma co pakować się w związek małżeński. Powiedziałam to Chris’owi i trzeba przyznać, że nie był z tego powodu zadowolony. Zaczął nawet tworzyć jakieś wizje, które niby miałyby mnie przekonać do zmiany zdania. Ale ja jestem uparta. Pod koniec tygodnia doktor wypisał mnie ze szpitala pod warunkiem, że dokończę leczenie u siebie w rodzinnym mieście. Zgodziłam się bez wahania.  Z resztą przy Chris’ie i tak bym nie miała wyjścia. A właśnie – co do Chris’a to ostatnio jakoś dziwnie się zachowywał.
Kiedy wracaliśmy do domu zadzwonił jego telefon.
- Halo?
- Nie wiem.
- Co?!
- Cholera jasna.
- Nie – warknął i się rozłączył. Był zły. Przyśpieszył. Jechaliśmy dwieście na godzinę, a żołądek pochodził mi do gardła.
- Co się stało? – zapytałam.
- Nic – odpowiedział naburmuszony. Teraz będę znosić jego humorki. Na pewno (poczujcie ten sarkazm).
- Jasne, to kto dzwonił?
- Nie powinno cię to obchodzić Holly.
- Jesteś nieźle wkurzony i nigdy tak szybko nie jeździsz. Bynajmniej nie ze mną.
- Nic się nie stało.
- Powiesz mi, czy nie?
- Możesz się odpierdolić? – warknął. Mnie po prostu zamurowało. Po chwili chyba dotarło do niego co powiedział, zwolnił i zjechał na pobocze. Odwróciłam głowę i patrzyłam się przez szybę. Było mi przykro.
- Holly przepraszam.
- Jedź do domu.
- Spójrz mi w oczy – nie odwróciłam się.
- Skoro nie masz ochoty ze mną rozmawiać, nic na siłę.
- Holly.
- Odwieź mnie do domu – westchnął i odpalił silnik. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. No może nie do końca, bo byliśmy przed jego rodzinnym domem, a nie moim.
- Odwieź mnie do MOJEGO domu.
- Dzisiaj musisz spać u mnie. Proszę.
- Nie.
- Nancy chciała się z tobą spotkać i moi rodzice też.
- Moja mama powinna zrobić to pierwsza.
- Twoja mama się zgodziła.
- Ale jestem pełnoletnia i zrobię to co zechcę.
- Holly… - dotknął mojej dłoni.
- Tylko ze względu na Nancy – odpowiedziałam i wyszłam z samochodu. Po chwili weszłam do salonu, a jego siostrzyczka rzuciła mi się w objęcia. Była jak posmarowana klejem.
- Holly ! Będziesz ze mną dzisiaj spała? – zapytała, siadając mi na kolanach.
- Nancy daj Holly spokój. Na pewno jest zmęczona – odezwał się ojciec Chris’a z którym po chwili się przywitałam – tak samo jak z jego mamą. Uśmiechnęłam się i udawałam zadowoloną, choć tak naprawdę miałam ochotę pójść płakać. Zasiedliśmy do kolacji w rodzinnej atmosferze – no prawie, bo ja do Chris’a prawie wcale się nie odzywałam. Po opowiedzeniu wszystkiego o moim stanie zdrowia i po uspokajaniu mamy Chris’a, że wszystko już jest dobrze zaczęła się rozmowa na temat szkoły Nancy. Potem były jakieś śmiechy i luźne tematy.
- Holly idę przygotować ci łóżko – powiedział Chris, a ja wiedząc, że ma na myśli to, że będziemy spać razem od razu się odezwałam.
- Będę spać z Nancy – na co mała odpowiedziała piskiem i znowu wylądowała na moich kolanach.
- Nie wyśpisz się. Ona strasznie się wierci – próbował robić cokolwiek, żebym zmieniła zdanie, ale ja nie miałam zamiaru z nim przebywać.
- Tak jak ty – mruknęłam pod nosem na co jego rodzice wybuchli śmiechem – Chodź Nan idziemy się przygotować do spania – wymyśliłam jej jakieś zdrobnienie, z czego była wyraźnie zadowolona i mrugnęłam do niej łapiąc ją za rączkę. Wyszłyśmy z jadalni i poszłyśmy rzeczywiście się umyć. Puściłam małą pierwszą, potem związałam jej włosy w warkoczyka i sama poszłam się myć.
Kiedy zamykałam drzwi po wyjściu z łazienki, Chris oparł się o nie rękoma tak, że ja byłam pomiędzy jedną, a drugą ręką i nie mogłam za bardzo w żaden sposób uciec.
- Przyjdę po ciebie, jak Nancy zaśnie – oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi w oczy. A ja chcą czy nie chcąc się w nich zatopiłam. Mój cały Chris, ale złość na niego mi nie przeszła.
- Śpię z nią – stanowczo odmówiłam jego propozycji.
- Jasne pani obrażalska. Bądź przygotowana – chciał mnie pocałować, ale położyłam mu palec na ustach i powiedziałam:
- Dobranoc – sztucznie się przy tym uśmiechając. Mogłabym przyrzeknąć, że za moimi plecami widniał wtedy zajebisty uśmiech.
Czytałam z Nancy przed spaniem książkę, a kiedy zasnęła zgasiłam światło i układałam się wygodnie na poduszce. Zamknęłam powieki i usłyszałam szmeranie po podłodze. Przestraszyłam się. Starałam się oddychać najciszej jak się dało. Coś zbliżało się coraz bliżej mnie. Zacisnęłam rękę w pięść gotowa by uderzyć. Kiedy to coś, a raczej ktoś złapał mnie za biodra dostał pięścią w twarz. Usłyszałam cichy jęk. Podniosłam się i zapaliłam lampkę. Zobaczyłam Chris’a trzymającego się za nos. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale to by oznaczało przegraną. Wywróciłam więc tylko oczami i burknęłam:
- Było tu nie przyłazić, idioto.
- Musiałaś mnie uderzyć?
- Tak?
- Chodź ze mną.
- Nigdzie nie idę. Daj mi spać.
- Bez ciebie nie zasnę.
- Jedyne co teraz zrobisz to pójdziesz przyłożyć sobie lód do nosa. Dobranoc – opadłam na poduszkę. Wyszedł. Ale po chwili po całym domu rozległ się dźwięk trzaskających szafek i lodówki. Wstałam i podreptałam do kuchni.
- Co ty wyrabiasz? Chcesz wszystkich obudzić?
- Gdzie jest lód?
- W zamrażarce, głupku – miałam ochotę strzelić takiego facepalma, że nawet sobie nie wyobrażacie. Ale to był oczywiście jego plan. Wyjęłam lód i przyłożyłam mu do nosa. Będzie miał siniaka. Trudno, trzeba było myśleć. Na jego buźce pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Co się cieszysz? – burknęłam. Złapał mnie za pośladki i przerzucił przez ramię. Gdyby nie to, że była noc i wszyscy spali, zaczęłabym się drzeć, ale wtedy tylko waliłam go po plecach. Oczywiście to nic nie dało. Położył mnie na swoim łóżku i mocno do siebie przyciągnął.
- Chris – szepnęłam.
- Co?
- Nie mam czym oddychać.
- Masz mnie – wywróciłam oczami.
- Niewygodnie mi – delikatnie się ode mnie odsunął, pozwalając mi wygodnie się ułożyć – Tak lepiej.
- Jesteś moja i tylko moja – objął mnie rekoma.
- Tak, tak – udawałam, że się poddałam i zmrużyłam powieki. Ale chyba sobie nie myślicie, że to był koniec zabawy. Czekałam aż zaśnie i chciałam wrócić do Nan. Kiedy nie reagował na żadne wypowiadane przeze mnie słowa, delikatnie wysunęłam się z jego objęć i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy byłam już prawie u celu, złapał mnie jedną ręką za biodro, a drugą za brzuch i podniósł do góry. Pisnęłam, a on zakrył mi usta. Z powrotem wylądowaliśmy na łóżku. Pochylił się nade mną i choć było ciemno czułam wbijający się w moje wargi wzrok.

- Nigdzie mi nie uciekniesz – zagryzłam dolną wargę i po chwili zatopiłam się w gorącym, namiętnym i pełnym pożądania pocałunku, który po dłuższej chwili został przerwany przez mój chichot.







_______________________________________
Dawno nie dodawałam - przepraaaszam ;*
Ale rozdział jest dużo dłuższy niż zwykle :)
To na początku to nwm co to ma być, ale potem
zmieniłam myślenie i druga połowa jest lepsza.
xx


niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 42 "My life and love ?"

Minął już miesiąc od wyjazdu z domu. Ostatnio odwiedził mnie Alex i Henry. Potem znowu siedziałyśmy z mamą same.
Któregoś dnia, kiedy się obudziłam przy moim łóżku siedział Chris. Wpatrzony był w swoje splecione ręce, więc nie widział, że już nie śpię. Byłam zaskoczona. Z jednej strony chciałam wyskoczyć z łóżka i się do niego przytulić, ale z drugiej strony bałam się jego reakcji i tego co powie. Byłam też ciekawa skąd on się tu wziął. Skoro tu przyjechał to musiał też wiedzieć co mi jest.
- Chris… - szepnęłam,  powstrzymując płacz. Podniósł głowę, popatrzył się na mnie i zacisnął usta w cienką linię. Wdziałam, jak się powstrzymuje, żeby mnie nie dotknąć. To bolało. Ale wcale mu się nie dziwiłam, bo ja zraniłam go jeszcze mocniej.
- Co to miało być? – zapytał i wskazał na mój list. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Siedziałam nieruchomo i próbowałam unikać jego wzroku.
- Znalazłaś sobie kogoś, tak? A gdzie on jest? Nie powinien siedzieć tu przy tobie i trzymać cię za rękę? Dlaczego nikt z twojej rodziny i znajomych jeszcze go nie poznał? Skoro już mnie nie kochasz to dlaczego przy twoim podpisie jest zamazane „kocham Cię”?! Skoro mnie nie kochasz to powiedz mi to teraz! Powiedz mi to prosto w twarz! – krzyknął – No powiedz! – zaczęłam płakać. Nie dlatego, że krzyczał. Dlatego, że skłamałam i go tak zraniłam.
- Nie powiem – wreszcie z siebie wydusiłam.
- Czy ty myślisz, że ja naprawdę jestem taki głupi? Że zostawię cię, bo ty tak chcesz? Czy ty naprawdę jeszcze nie zauważyłaś, że to ty jesteś moim całym światem? Nikogo innego nie chce. Nie zostawię cię, rozumiesz?
- Chris ja jestem chora!
- Wiem.
- Nie chcę cię krzywdzić.
- Już to zrobiłaś – odwrócił się i kierował do drzwi.
- Christopher! – krzyknęłam - Zdajesz sobie sprawę, że ja z dnia na dzień mogę odejść? Wiesz to? Nie chcę, żebyś się zabił tylko dlatego, że ze mną wygrała jakaś głupia białaczka! Wiesz dlaczego ja napisałam ten list? Bo cię kocham palancie. Tylko zobacz, co to gówno ze mną robi – zdjęłam perukę i rzuciłam ją na podłogę – Nie chcę, żebyś widział, jak odchodzę – usiadłam i schowałam głowę w dłoniach. Zaczęłam płakać. Po chwili na swoich kolanach poczułam jego dotyk. Wyjęłam głowę i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się, usiadł obok i mnie przytulił.
- Jesteś piękna i nic tego nie zmieni. Nie pozwolę ci odejść – poczułam zapach krwi. Spojrzałam na swoją koszulę. Były ślady. Zasłoniłam nos i powiedziałam.
- Zawołaj lekarza.
- Co się stało?
- Zawołaj go! – wybiegł i po chwili przybiegł razem z lekarzem. Widziałam przerażenie w jego oczach. Lekarz zabrał mnie na kolejne podanie chemii. Kiedy wróciłam Chris’a nie było. Mamy też nie.
- Nie będę ukrywał, że jest coraz gorzej – powiedział doktor.
- Rozumiem.
- Jest coraz mniejsza szansa, że uda nam się wyeliminować chorobę – wcale nie byłam zdziwona.
Leżałam przez cały dzień sama. Mamy nie było. Jakby gdzieś wyparowała, a Chris nie wrócił. Dopiero wieczorem do szpitala przyjechała Ann. Przyszła cała zapłakana i bez brzucha.
- Gdzie zgubiłaś synka? Przyjechałaś z nim? Gdzie on jest? Mieliście zadzwonić, kiedy zacznie się poród.
- Holly – wybuchła płaczem i się we mnie wtuliła. Bez wahania ją objęłam i zaczęłam się martwić.
- Co się stało?
- Urodziłam tydzień temu.
- Przyjechałaś z nim?
- On nie żyje – nowa fala płaczu.
- Kto?
- Mój synek – zatkało mnie.
- Jak to?
- Cholera normalnie! Zmarł przy porodzie, rozumiesz?
- Ann – wyciekła mi łza – Tak mi przykro.
- Wszystkim jest przykro, tylko nikt nie wie, jak cierpię.
- Gdybym mogła umrzeć zamiast niego, to uwierz mi zrobiłabym to.
- Już za późno. Już za późno…
- Musisz się pozbierać Ann. Zrób to dla swojego maluszka. Przecież on by nie chciał, żebyś tak płakała – starałam się uważnie dobierać słowa, żeby jej nie ranić.
- Przy tobie czuję się lepiej. Nie wiem czemu, ale skoro on odszedł to ty nie możesz, jasne? – blado się uśmiechnęłam.
- Nie wiadomo co będzie Ann. Nie wiadomo…

W nocy moja kuzynka pojechała. Mamy i Chrisa nadal nie było. Szczerze mówiąc to trochę się o nich martwiłam. Jednak następnego dnia czekała mnie miła niespodzinaka…

__________________________
Przepraszam, przepraszam i 
przepraszam. Rozdział jest krótki.
Wybaczcie :* Następny jak za cztery
dni (tak około).
xoxox

piątek, 15 sierpnia 2014

Big girls don't cry !

Hej hej ! <3

Mam dla Was bloga mojego i mojej przyjaciółki. Dopiero się rozkręcamy, więc liczymy na Wasze wsparcie :)  Każda z nas coś dla siebie znajdzie !

Big girls don't cry     <---- TUTAJ ! 

Trzymajcie się cieplutkoo !
Buziaki ;**

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 41 "My life and love ?"

Ogólnie rzecz biorąc leżąc w tej białej, szpitalnej pościeli wszystko było mi obojętne. Przez  24 godziny gapiłam się w sufit. Mało jadłam, mało piłam i prawie z nikim nie rozmawiałam. Nie miałam nadziei na dalsze życie. Przez jakiś czas martwiłam się tylko jednym: jeżeli ja zniknę z powodu choroby to Chris zniknie przeze mnie. A do tego dopuścić nie mogłam. Jednak jak już powiedziałam martwiłam się tym tylko przez jakiś czas. Wieczorem przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że będzie konieczna zmiana szpitala, ponieważ tutaj nie mieli odpowiednich warunków do dalszego leczenia. Podał nam propozycję zmiany, a moja mama twierdząc, że taki lekarz wie najlepiej, zgodziła się na jego „ofertę”. Szpital ten był 500 kilometrów od mojego miasta rodzinnego. To dosyć daleko. Chris o niczym nie wiedział. I o niczym nie zamierzałam mu mówić. Żył ze świadomością, że to jakiś wirus, z którego niedługo wyjdę. Uważałam, że tak będzie lepiej. Jednak w końcu wyszłam ze szpitala, tylko po to, żeby się spakować i pojechać do innego szpitala. Jakże entuzjastycznie to brzmi, prawda? Siedząc sama w pokoju stwierdziłam, że bezsensownie będzie nie zostawiać za sobą jakiegoś pożegnania i wyjaśnienia. Jednak cudowna ja jestem tchórzem. Postanowiłam napisać list. Do niego. Ostatnie słowa.

Kochany Chris’ie
W tej chwili sama nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Ale skoro czytasz ten list to pewnie już wiesz, że wyjechałam. Nie powiem ci gdzie, bo zaczniesz mnie szukać. A ja tego nie chce. Jestem strasznym tchórzem, bo powinnam ci to powiedzieć, a nie napisać. W każdym bądź razie uważam, że nasz związek nie ma już sensu. Będę szczera i od razu piszę, że tak – znalazłam kogoś innego. Ale ja nadal żyję, więc nie rób niczego głupiego. Znajdź lepszą dziewczynę ode mnie, bo jest takich mnóstwo. Żyj i bądź szczęśliwy beze mnie. Wierzę, że damy radę. To nie był związek idealny i wiem, że w tym momencie ranię twoje uczucia. Nie będę się rozpisywać, bo nie ma o czym. Życzę Ci szczęścia.
Kocham Cię.   Holly

Nie dość, że nic się nie lepiło, to jeszcze cała kartka była mokra od łez. Same kłamstwa. Ranię jego i siebie. Ale musiałam. Tak, właśnie tak trzeba było.  Jeszcze przez przypadek napisałam „kocham cię”. Oczywiście to zamazałam. Miałam tylko nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.  Włożyłam do koperty i podczas żegnania się z rodziną (bo do szpitala jechałam tylko z mamą) poprosiłam Tom’a, żeby mu to dostarczył.
- Będzie mi was wszystkich brakowało – łzy same zaczęły mi spływać po policzku.
- Wszystko będzie dobrze Holly, w końcu ktoś musi być chrzestną mojego dziecka, nie? – uśmiechnęła się i próbowała mnie przytulić, no ale niestety ogromny brzuch jej na to nie pozwalał.
- Zadzwoń do mnie, jak tylko zacznie się poród, dobrze?
- Jasne.
- Nathaly.
- Kobieto, wyzdrowiejesz. Innej opcji nie ma! – pocałowała mnie w policzek.
- Jezus, co wy tacy pełni optymizmu wszyscy, co? – uśmiechnęłam się. Było mi bardzo miło i nie chciałam ich opuszczać. Kiedy wszystkich już wyprzytulałam, wsiadłam z mamą do auta i pojechałyśmy.
Po 6 godzinach byłyśmy już na miejscu. Jak tylko weszłam do szpitala, choroba nie dawała o sobie zapomnieć. Znowu zaczęły mi drętwieć ręce i zaczęłam mieć zawroty głowy. Pielęgniarki natychmiast zaprowadziły mnie do pomieszczenia, który miał mi służyć za mój pokój. Były w nim dwa łóżka. Jedno dla mnie, a drugie prawdopodobnie niedawno zostało opuszczone. Podano mi leki i kazano mi odpoczywać.
***

Tak było codziennie. Leżałam w tym szpitalu już dwa tygodnie. Dzień w dzień podawano mi leki. Przeprowadzano mnóstwo badań. Bez chemioterapii też się nie obyło. Obcięli mi włosy. Byłam łysa. To chyba było najgorsze. Nie to, żebym się jakoś bardzo przejmowała swoim wyglądem, bo nigdy tak nie było, ale włosy były jednym z największych moich atutów. Pewnego dnia stanęłam przed lustrem i dokładnie oglądałam swoją głowę. Nie ma co – wyglądałam strasznie. Przez to całe marudzenie na ten temat, a raczej po prostu przez żałobę po moich włosach, mama kupiła mi perukę. Nie było to wygodne i nawet w najmniejszym stopniu w dotyku nie przypominało moich włosów, ale cóż. Lepiej mieć na głowie to niż nic.

Ale wracając do tego dnia, kiedy stałam przed lustrem i się sobie przyglądałam. Dostałam krwotoku z nosa. Wtedy wiedziałam, że jest ze mną naprawdę źle. To był jeden z tych powodów, dla których można już było zamawiać pogrzeb. Moja rodzicielka od tamtego czasu zaczęła mi opowiadać o historiach z dzieciństwa – o tych dobrych wspomnieniach. Potem obdzwoniła całą rodzinę i wszystkich znajomych (oprócz Chris’a) powiadamiając ich o moim stanie. Było mi z tym źle. Nigdy nie byłam w centrum uwagi i nigdy nie chciałam być. Jeszcze na dodatek siedziała i całe noce płakała. Lekarze do końca zgłupieli i nie umieli powiedzieć, czy z tego wyjdę, czy nie. Momentami ocierałam się o śmierć, a innym razem czułam się, jakbym mogła zdobyć Mount Everest. A tłumaczenie tego było takie: moje ciało tryskało energią, ale psychika upadała i ciągnęła za sobą ciało. Ciągle myślałam o Chris’ie i zastanawiałam się, jak mogłam coś takiego w ogóle zrobić. 

______________________________
Przepraszam, że coś takiego wstawiam.
Wiem, że Was zanudzam. Mam nadzieję,
że to naprawię. Zawiodłam siebie i Was 
tym rozdziałem.
xx

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 40 'My life and love?"

Otworzyłam oczy i spróbowałam ogarnąć całą sytuację. Byliśmy na lotnisku. Wchodziliśmy do samolotu. Chris niósł mnie  na rękach. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Nawet nie potrafiłam poruszyć palcem. Czułam się jak sparaliżowana. Zamknęłam oczy i przysłuchiwałam się rozmowie pilota, jakiegoś lekarza i Chris’a.
- Nie mam pojęcia co jej jest. Może złapała jakąś tropikalną chorobę. Skarżyła się na jakieś ukąszenia?
- Nie.
- Dobra, lecimy do waszego miasta. Tu nie ma dobrych szpitali i będzie problem z jej przyjęciem.
- Ale to daleko!
- Nie mamy wyjścia Chris.
- Czy coś zagraża jej życiu? – nikt nie odpowiedział. – Ona będzie żyć, tak?!
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?! Jesteś przecież tym cholernym lekarzem! – Chris był załamany. Ja z resztą też.
- Dlatego musimy lecieć do szpitala, w którym to wszystko zostanie zdiagnozowane, rozumiesz? – usiadł na podłodze cały czas mnie trzymając. Oparł moją głowę o swoje kolano i zaczął mnie czule głaskać opuszkami palców po policzku.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział, a ja nie zdając sobie sprawy, że odzyskałam czucie złapałam go za rękę i położyłam na swoim sercu, tak żeby czuł jego bicie.
- Christopher – szepnęłam i otworzyłam oczy.
- Tak?
- Wszystko jest dobrze. Nic mi nie jest.
- Dlaczego tak mówisz? – zapytał załamany – Dlaczego tak mówisz? To moja wina. Powinienem zwrócić na twoje zdrowie większą uwagę. Jak coś ci się stanie… - zaczął płakać, co mnie bardzo poruszyło. W końcu rzadko się zdarza, żeby facet, który nie ma problemów, żeby przywalić każdemu kto tylko powie „cześć” jego dziewczynie i brać udział w wyścigach nie martwiąc się o to, czy przeżyje, czy nie był taki wrażliwy. – Jeśli będziesz cierpieć, albo jeśli cię stracę z mojej winy to nigdy sobie tego nie wybaczę, wiesz?
- Chris…
- To jest prawdopodobne, bo nie wiemy, co ci jest. Jeśli to jakaś choroba, z której już nie wyjdziesz? Albo jakiś wirus, na którego nie ma lekarstwa? A może znowu jakaś choroba… - nie mogłam go uciszyć pocałunkiem, bo nie miałam tyle siły, żeby się podnieść, więc przyłożyłam mu palec do ust i powiedziałam:
- Ciii… Przestań mi pisać czarne scenariusze mojej śmierci, okey? Jak mam umierać to z tobą na łące pełnej kwiatów albo na wyścigu pełnym adrenaliny, jasne?
- Mhm.
- Więc przymknij się i mnie pocałuj – zagryzłam dolną wargę. Długo czekać nie musiałam. Natychmiast się pochylił i wbił w moje usta. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy i starałam się omijać szerokim łukiem tematy związane z chorobami i śmiercią. Miałam wrażenie, że chwilami traciłam przytomność, ale nadal wszystko słyszałam i rozumiałam. Po jakimś czasie znowu usnęłam.

***

 Nie mogłam otworzyć oczu. Słyszałam tylko głos mojej mamy i jakiegoś mężczyzny. To był lekarz.
- Jakie wyszły wyniki badań doktorze? – zapytała poważnym głosem mama.
- Nie będę przed panią ukrywał, że pańska córka jest chora na białaczkę.
- Boże – szepnęła moja mama i zaczęła płakać. Złapała mnie za rękę i usiadła obok mnie na krześle.
- Ale podacie jej jakieś leki i wszystko będzie dobrze, prawda?
- Choroba jest na dość zaawansowanym etapie, ale podejmiemy leczenie. Może jeszcze nie jest za późno. Przyjdę do pani, jak uzgodnię jeszcze wszystkie kroki związane z terapiami. Do zobaczenia – zostałyśmy same. Próbowałam otworzyć powieki. I po wielkim wysiłku w końcu się udało.
- Mamo – szepnęłam.
- Holly! – pocałowała mnie w policzek.
- Wszystko słyszałam.
- Nic się nie martw, wyzdrowiejesz.
- Nie wiadomo, ale obiecaj mi jedno.
- Tak?
- Chris niczego nie może się dowiedzieć, jasne?
- Dlaczego?
- Proszę, obiecaj mi. W końcu powiem mu sama.
- Dobrze córeczko.
- I jeszcze jedno. Żyj normalnie. Ja z tego wyjdę albo nie. Sama słyszałaś, że chorobie spodobał się mój organizm. Masz przecież Alex’a i Henry’ego.
- Łatwo ci mówić. Masz najlepszą córkę na świecie i od tak ma jej nie być?
- Mi też jest ciężko, ale wiem, że sobie poradzisz.

- Jesteś już taka dorosła Holly – przytuliła się do mnie i znowu zaczęła płakać.

_________________________
Wraaacam do Was miśki ;*
Stęskniłam się za Wami <3
Nwm czego, ale w sumie podoba mi się
ten rozdział. A co u Was?
Kocham ;*

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 39 "My life and love ?"

Otworzyłam oczy i biegiem zerwałam się z łóżka do łazienki. A potem znowu zwymiotowałam. Cholera, skoro to nie ciąża to co to jest? Do drzwi zapukał Chris.
- Holly, wszystko w porządku?
- Tak. Nie martw się zaraz wyjdę – zwymiotowałam.
- Nie jest dobrze, prawda? Mogę wejść? – chciał otworzyć drzwi, ale zablokowałam je nogą.
- Nie. Nie wchodź. Zaraz wychodzę i wszystko jest okey – skłamałam, ale nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Umyłam twarz i zęby. Uczesałam się i wyszłam. W sypialni stały spakowane walizki. Zdziwiłam się.
- Jedziemy gdzieś? – zapytałam.
- Tak, wracamy do domu.
- Dlaczego?
- Jesteś chora.
- Nie jestem.
- No wcale, bo wymioty, gorączka i coś jeszcze, co nie chcesz mi powiedzieć to objawy szczęścia.
- Chris, nie wymiotuję – nie chciałam stąd wyjeżdżać, na dodatek przeze mnie.
- Dlaczego mnie okłamujesz? – podszedł do mnie i chwycił za podbródek podnosząc moją głowę do góry, tak żebym na niego spojrzała. – Twoje zdrowie jest ważniejsze niż jakieś wakacje.
- Posłuchaj, to pewnie tylko zatrucie pokarmowe – wiedziałam, że nie, bo ileś czasu nic nie jadłam, ale on to też zauważył.
- Nie jadłaś nic przez 36 godzin i to ma być zatrucie pokarmowe? Holly, proszę cię. Nie jestem głupi.
- Nie chcę, żebyśmy skracali wakacje przeze mnie.
- To nie jest twoja wina.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. Tu z tobą jestem szczęśliwa.
- Ale nie ma tutaj żadnego lekarza.
- Poczekajmy do jutra. Jeśli mi przejdzie zostaniemy, jeśli nie to możemy wracać, okey?
- No dobrze – pocałował mnie w czoło – Niech ci będzie – odetchnęłam z ulgą. Tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałam w co się pakuje. Było jeszcze gorzej niż każdy z was może sobie wyobrazić. Poszliśmy do kuchni, a ja z każdym krokiem krzywiłam się z bólu. Usiadłam na krześle i z wymuszonym przez siebie uśmiechem, czekałam na coś dobrego, chociaż tak naprawdę miałam chęć położyć się spać. Po 30 minutach gadania dostałam porcję smacznego spaghetti. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że wcale nie chciało mi się jeść.
- Nie smakuje ci?
- Jest naprawdę pyszne – wymusiłam uśmiech.
- To dlaczego nie jesz?
- Nie mogę. Chris przepraszam cię – spojrzałam na niego błagalnie.
- Wiesz, że u ciebie to nie jest normalne, prawda? Uwielbiasz jeść.
- Tak, wiem, ale to nie znaczy, że jestem chora. W takim klimacie nawet największy obżarciuch dużo by nie jadł – próbowałam się bronić czymkolwiek mogłam i chyba podziałało.
- Okey, ale obiecaj, że zjesz kolację – no ładnie to zaczęła się zabawa w mamusię i niejadka.
- Postaram się, ale nie obiecuję – uśmiechnął się.
- Czego ja ci tak łatwo ustępuję? – pocałowałam go w policzek, wypiłam szklankę zimnej wody i położyłam się na sofie. Znowu było mi niedobrze.
- Idę się przebrać i idziemy na plażę, okey? – nie czekając na odpowiedź pobiegłam schodami na górę. Zrobiłam to, co robiłam ostatnio co jakąś godzinę i potem rzeczywiście poszłam założyć strój kąpielowy.  Wyszliśmy dopiero po jakiejś godzinie, bo Christopher musiał mnie nasmarować jeszcze toną olejków i kremów przeciwsłonecznych i znaleźć śmieszny kapelusz na głowę.

Najpierw poszliśmy posurfingować, a potem spacerowaliśmy brzegiem morza. Ze szczęścia zapomniałam o całym bólu. Potem zaczęliśmy biec (bo przez to, że przegrał wyścig wolał to nazwać bieganiem, a nie ściganiem się) i tańczyć idąc (sama nie wiem, czy się tak da, ale wyszło na to, że tak).  Zaszliśmy naprawdę daleko i mieliśmy iść jeszcze dalej, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa, więc powoli wracaliśmy.
Położyłam się na leżaku.  Moje mięśnie i wszystkie kości – jeszcze nigdy nie czułam ich tak dobrze.
- Idę popływać! – krzyknął.
- Okey! – zamknęłam oczy i próbowałam się odprężyć na słońcu.  Chwilę potem mało by brakowało, a dostałabym szoku termicznego. Mokry Chris, delikatnie usiadł na moich kolanach. Pisnęłam.
- Miałeś iść na deskę – podniosłam się, a on chwycił za moje łokcie, przyciągnął moje ciało do swojego lodowatego i zaczął całować.
- Nie moja wina, że działasz na mnie jak magnez – powiedział, a ja zaczęłam się śmiać, jak głupia.
- Idź już – lekko go odepchnęłam, ale nie mogłam odkleić od niego swoich warg. W końcu tak go odepchnęłam, że oboje wylądowaliśmy na piasku.
- Kocham cię – powiedziałam.
- Myślisz, że ja ciebie nie? – raz jeszcze mnie pocałował, posadził z powrotem na leżaku i pobiegł do morza. Leżałam na słońcu z dobre 2 godziny, potem wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni. Miałam teraz ochotę na coś do jedzenia. Od razu sobie pomyślałam, że może rzeczywiście miałam jakiś kryzys związany z tą zmianą klimatu i teraz wszystko będzie dobrze. Fajnie by było, ale kiedy zaczęłam kroić pieczywo na kanapki z ręki wypadł mi nóż, ale nie przypadkowo. Powoli traciłam czucie w rękach. Przestraszyłam się. Szybko poszłam do salonu i położyłam się na sofie. Starałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. Przyszedł Chris. Nic mu nie mówiłam. Wolałam go nie martwić.
- Będę czekać na ciebie w sypialni. Jestem już zmęczona.
- Dobrze – powoli się podniosłam, kontrolując swoje ciało. Wszystko było już w porządku. No prawie. Kiedy dochodziłam do sypialni, niczego nie widziałam i po chwili zemdlałam.

                                                       
___________________________
Kochani, nie będzie mnie od 27.07 do 8.08
Wyjeżdżam na kolonie i na 99% nie będzie
tam internetu. Musicie, więc wytrzymać beze mnie
i bez moich rozdziałów.
Mooocno Was całuję ;*



czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 38 " My life and love ?"

W końcu wpuściłam Chris'a na łóżko. Jednak następnego dnia, kiedy się obudziłam jego nie było,a mnie bolały wszystkie kości i mięśnie. Przeszłam " tajnym przejściem " do łazienki, a potem do garderoby. Gdy byłam już gotowa zeszłam na dół i od razu poczułam złość. Ta sprzątaczka znowu się tu władowała, a Chris jeszcze się z nią świetnie dogadywał. Podeszłam do niego i bez zastanowienia na oczach tej dziewczyny go pocałowałam.
- Cześć kochanie - usiadłam mu na kolanach.
- Dzień dobry skarbie - uśmiechnął się.
- Chris posprzątać jeszcze salon i łazienkę na górze? - byłam lekko zaskoczona tym, że są ze sobą na "ty".
- Nie trzeba, może sobie pani iść - odpowiedziałam.
- Nie mów do mnie pani. Jestem byłą Chris'a. Julia - zamurowało mnie. Jeszcze jedna? I to tutaj? - Na pewno nie sprzątać na górze?
- Na pewno - wymusiłam blady uśmiech. Wyszła. Spojrzałam pustym wzrokiem na Chris'a szukając w jego oczach jakiegoś wytłumaczenia. Ale on też był zbity z tropu. Wstałam i zaczęłam robić śniadanie.
- Dlaczego ona i dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - zapytałam spokojnym głosem, chociaż trudno mi było ukryć rozczarowanie i złość.
- Sam byłem zdziwiony, a wczoraj jej nie widziałem, bo ją wywaliłaś tak jak dzisiaj.
- Po co nam jakaś sprzątaczka? Nie jesteśmy małymi dziećmi. Bałaganu też nie ma, a jeśli ci coś nie pasowało to mogłeś sam posprzątać - odwróciłam się do niego przodem i oparłam o blat.
- Jesteśmy na wakacjach, więc nie będziemy sprzątać.
- Będziemy.
- Nie i nie wiedziałem, że to ona będzie sprzątać. Mój tato wszystko załatwiał.
- Skoro ty nie chcesz sprzątać, to ja to będę robić, bo nie chcę, żeby jakaś twoja -ex tutaj przychodziła.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka zazdrosna - przygryzł dolną wargę - Wyglądasz wtedy słodko - podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i zaczął całować mnie po szyi idąc w górę do ust. Lekko go od siebie odepchnęłam.
- Muszę iść sprzątać - zachichotałam.
- A ja muszę zadzwonić po jakąś starszą kobietę do sprzątania - skrzywił się.
- Tylko, żeby to nie była jakaś babcia, bo nie pozwolę, żeby się przemęczała - wybuchłam śmiechem.
Po posprzątaniu łazienki, a zajęło mi to całe dziesięć minut, zaczęliśmy zbierać się na surfing. 
- Holly!
- Tak? 
- Przyjdź do garderoby!
- Okey! Zaraz przyjdę - spięłam włosy w kok i pobiegłam do Chris'a.
- Co się stało? - zapytałam.
- Proszę - wręczył mi duże niebieskie pudełko.
- Co to jest?
- Zobacz - otworzyłam prezent i wyjęłam odpowiedni strój do surfingowania.
- Chris! Ale ja jeszcze nie umiem dobrze pływać.
- Umiesz. Jestem tego pewien.
- Dziękuję - byłam szczęśliwa. Pocałowałam go w policzek i poszłam się przebrać.
Chris miał rację. Dzisiaj pływałam na desce bez żadnego problemu i upadku. Jejku, jak ja się cieszyłam, że dałam radę się tego nauczyć! Tylko byłam jakoś dziwnie zmęczona. Przecież się wysypiałam i wszystko powinno być okey. Ale nie było. I ja to czułam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wyszłam z wody pod pretekstem, że muszę się poopalać. Jednak szybko wróciłam do domu. Nie wytrzymywałam na słońcu. Zauważyłam też, że nie byłam głodna, chociaż w końcu nie zjadłam tego śniadania. Ani wczorajszej obiadokolacji. Coś było nie tak. Położyłam się na sofie w salonie i włączyłam klimatyzację. Było mi strasznie gorąco, a mimo to się trzęsłam. Po godzinie przyszedł Chris. Ukląkł przy mnie i zaczął się bawić moimi włosami.
- Idziemy na imprezę? - uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam na to ochoty i siły.
- Gdzie?
- Kilkaset metrów stąd. Damy radę.
- Idziemy - wstałam i zaczęło mi się kręcić w głowie. Jednak z przyklejonym uśmiechem poszłam się przebrać. Kiedy zaczęłam prostować włosy zrobiło mi się niedobrze. Cholera. Odwróciłam się i zwymiotowałam do umywalki. Czułam się okropnie. Przez głowę przeleciało mi, że mogę być w ciąży. Tylko nie to. Zaczęłam grzebać w kosmetyczce. Ktokolwiek mnie pakował, a nie byłam to ja, niech włożył tu test. Błagam! Znalazłam. Zrobiłam test i czekałam, a w myślach się modliłam, żebym tylko nie była w ciąży. Mam dopiero 18 lat! Nie dam rady! A jak by zareagował Chris? Wolałam o tym nie myśleć. Uff. Jedna kreska.
Odetchnęłam z ulgą i znowu zwymiotowałam.
- Jesteś już gotowa?
- Kochanie, źle się czuję nie dam rady. Przepraszam - wyszłam z łazienki.
- Co się dzieje?
- Muszę po prostu odpocząć - ledwo doszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku.
- Dobrze. Nic się nie stało - pocałował mnie w czoło - Holly masz gorączkę - pobiegł po termometr, ale kiedy wrócił ja już spałam.

_______________________
Coś tam jest :)
Szału nie ma.
Kocham Was <3

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 37 "My life and love ?"

Czytasz = komentarz ;*

*Następnego dnia*

Otworzyłam oczy. Była 10:34. Chris  jeszcze spał. Wysunęłam się delikatnie z jego objęć, założyłam szlafrok i wymknęłam się cicho z sypialni. Kiedy weszłam do kuchni, mało co nie dostałam oczopląsu. Przy stole ze ścierką w obcisłym stroju kręciła się kilka  lat starsza ode mnie kobieta. Musiałam przyznać, że figurę i buźkę miała niczego sobie.
- Co pani tu robi? – zapytałam.
- Pracuję – odburknęła mi pod nosem.
- A długo jeszcze będzie pani pracować? – chciałam się jej jak najszybciej pozbyć. Jeszcze tego brakowało, żeby Chris ją zobaczył.
- Jak skończę to wyjdę, nie? – bardzo miła ta nasza sprzątaczka.
- W takim razie kończy pani teraz. Do widzenia – wywaliłam ją z domu. Popatrzyłam na kuchnię. Wszystko było już posprzątane. Jak na razie niczego nie musiałam robić. Oprócz śniadania. Byłam strasznie głodna. Wyjęłam miseczkę, pokroiłam owoce, posypałam musli i polałam jogurtem. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. W pewnym momencie Chris od tyłu mnie przytulił i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się.
- Nie wiesz, że nie ucieka się facetowi z łóżka?
- Bo co?
- Bo on wtedy za bardzo tęskni i jest zdolny do wszystkiego.
- Jak mam to odebrać? – posadził mnie na stole i objął w talii.
- Musisz być gotowa na wszystko – musnął moje usta.
- Nadal nie wiem o co ci chodzi – zachichotałam, a on westchnął.
- Mam bardzo mądrą dziewczynę – skrzywił się – Ale tak naprawdę – przerwał – Ja też nie wiem – szepnął mi do ucha, jak jakąś tajemnicę. Wybuchliśmy śmiechem.

*Kilka godzin później*

Pomimo ogromnej cierpliwości Chris’a przez pierwszą godzinę nadal nie udało mi się zrobić żadnego postępu. Dopiero pod koniec, kiedy miałam już wychodzić wreszcie stanęłam na tej głupiej desce i utrzymywałam równowagę przez długi czas.
- Chris, udało mi się! Udało! – skoczyłam do wody.
- Mówiłem – pocałował mnie – Jestem z ciebie dumny – wyszczerzyłam się i wyszłam z wody. Potem już tylko leżałam na leżaku pochłaniając witaminę D. Starałam się nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała wejść do lasu pełnego robactwa.
- Idziemy! – rzucił mi sukienkę.
- Muszę?
- Tak! – złapał mnie za rękę i pociągnął. Kilkanaście kroków i już wchodziliśmy do miejsca pełnego tropikalnych drzew, krzewów i traw. Ponieważ dróżka była wąska, Chris szedł przede mną. Pewnie myślicie, że byłam z tego powodu zachwycona – bo jeśli coś wyskoczy to na niego i on znał drogę -  ale wcale tak nie było. Chris szedł szybko. Za szybko. Nie nadążałam.
- Zwolnij trochę!
- Jeśli chcesz wrócić przed nocą to się pośpiesz!
- Ale chyba nie musisz tak szybko maszerować, co?
- Skarbie, nie marudź – przecież z moją kondycją nie było aż tak źle. Chyba. Postanowiłam jednak spiąć tyłek, zacisnąć zęby i iść w jego tępie. Co było cholernie trudne. Cały czas marudziłam. Nie wiem skąd on ma tyle cierpliwości.
- Z tobą coś nie tak, czy co? Bo jakoś nadzwyczajnie pięknie to tu nie jest.
- Poczekaj. Zaraz dojdziemy – przecież tu było tylko zielono. Żadnego czerwonego kwiatka, nie mówiąc już o innych kolorach. Po jeszcze 10 minutach drogi, wreszcie doszliśmy. Zamurowało mnie.
- Okey. Tu jest nadzwyczajnie pięknie – mimo, że była tu cała polana żółtych, czerwonych, fioletowych, różowych, a nawet niebieskich kwiatów i nad nami latały różne gatunki nieznanych mi ptaków i motyli moje nogi bolały. Usiadłam na trawie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba, ale nie przypuszczałem, że będziesz tak marudzić – zachichotałam. Wstałam i zaczęłam zrywać kwiaty, tworząc z nich kolorowy bukiet.
- Musimy już wracać jeśli nie chcesz tu nocować.
- Nie, nie mam zamiaru tu spać – zaczęłam iść z powrotem, a on zaczął się śmiać. – Co cię tak bawi?
- Nic, nic. Teraz ty prowadzisz?
- Tak, bo ty za szybko idziesz.
- No dobra – szliśmy troszkę wolniej niż w tamtą stronę. Chris cały czas coś nawijał, ale ja go nie słuchałam. Właściwie to wszystkie moje myśli były skupione na jakiejś starej piosence. W pewnym momencie pięć centymetrów od mojego nosa, nie wiadomo skąd pojawił się pająk. Zaczęłam się wydzierać i piszczeć. Cofnęłam się i wskoczyłam Chrisowi na ręce. A on się śmiał.
- Spokojnie, to tylko mały pajączek.
- Mały?!
- Tak kochanie – nie przestawał się śmiać.
- Ja tu mało co nie dostałam zawału, a tobie tak wesoło?! – byłam oburzona.
- Tylko się nie obrażaj – stanęłam na nogach i kontynuowałam drogę powrotną. Obyło się już bez niespodziewanych gości. Kiedy doszliśmy do domu. Wypiłam tylko szklankę soku i bez słowa poszłam pod prysznic. Potem wskoczyłam od razu do łóżka. Byłam padnięta.
- Słodkich snów z pajączkami – usłyszałam.
- Spadaj – warknęłam i rzuciłam go poduszką. – Dzisiaj śpisz na podłodze – rozłożyłam się na środku łóżka.
- Och nie! Dlaczego? – udawał zasmuconego, ale mu coś nie wychodziło.
- Bo tak – sztucznie się uśmiechnęłam.
- Nic z tego – wepchał się koło mnie.

- No właśnie. Nic z tego – lekko go popchnęłam, a on z hukiem spadł na podłogę – wybuchłam śmiechem.

________________________
Niby taki zwykły, ale mi się podoba ;D
A Wam?

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 36 "My life and love ?"

Przezroczyste morze, zadbana plaża, a za nią gęsty, tropikalny las. Na środku pod słomianym parasolem stały dwa leżaki i drewniany stolik. Za mną był średniej wielkości dom z drewnianymi okiennicami i tarasem. Na mojej głowie wylądował wianek z różowych kwiatów.
- I jak?
- Jejku Christopher! Tu jest cudownie!
- A od kiedy to mówisz do mnie po pełnym imieniu?
- Przeszkadza ci to?
- Właściwie to mi się to podoba.
- To co będziemy robić?
- Idziemy surfingować.
- Ale ja nie umiem.
- Dlatego idziemy razem - wróciliśmy do domu, żeby się przebrać. Weszłam do garderoby i zaczęłam szukać bikini. Właśnie wtedy się zorientowałam, że to nie są moje ubrania. To co miałam na sobie też nie było moje.
- Chriiis!
- Co się stało? - przybiegł w samych bokserkach.
- Gdzie są moje ubrania?
- Tutaj - wyszczerzył się.
- Nie, to nie jest moje.
- Od dwóch dni jest.
- A gdzie są moje stare ubrania?
- W twoim domu.
- Jest tu jakiś strój kąpielowy?
- Oczywiście - wyjął czarne bikini i kąpielówki dla siebie.
- Dziękuję - wypchnęnajgorszy pokoju.
- Może ci pomóc? - usłyszałam za drzwiami.
- Dam sobie radę - chociaż ktoś w sumie by się przydał - No dobra. Chodź tu!
- Wiedziałem - zadowolony szczerzył zęby.
- Nie ciesz suę tak, tylko mi zawiąż górną część stroju. No już! - odwróciłam się do niego tyłem i czekałam aż zawiąże. Po 10 minutach wchodziliśmy już do wody. Próbowałam chyba z milion razy ustać na tej desce dłużej niż sekundę,ale za każdym razem lądowałam w wodzie. Oczywiście nie obyło się bez śmiechu.
- Nie dam rady - położyłam się na desce.
- Oczywiście, że dasz - odgarnął mi mokre kosmyki włosów z policzka.
- Jak ty to tak dobrze robisz?
- Lata praktyki.
- Ani razu się nie wywróciłeś.
- Ty też nie będziesz - musnął moje usta.
- Jasne.
- Zobaczysz.
- Jestem zmęczona. I głodna.
- To idziemy coś zjeść - wziął deskę i mnie za rękę i wróciliśmy do domu. Kiedy wyszłam z łazienki poczułam zapach pieczonego kurczaka.
Zbiegłam po schodach mało co się nie zabijąc. I to tak dosłownie. Na końcu schodów się wywaliłam.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam z kuchni.
- Nic się nie stało - krzyknęłam. Prawie. Ogarnęłam się i poszłam dalej. Usiadłam przy blacie i czekałam na obiadokolację.
- Co będziemy jeść?
- Kurczaka w warzywach - dostałam pełny talerz.
- Gdzie byłeś dzisiaj rano?
- Sprawdzałem czy wszystko jest jak kiedyś.
- I co?
- Nadal jest tu tak pięknie, jak kiedyś - uśmiechnęłam się.
- Ten cały surfing jest bardzo męczący.
- Jutro będziemy chodzić po lesie. Oczywiście po kolejnej lekcji pływania na desce. Co ty na to?
- Nie lubię lasów. Robale, pająki i te sprawy-ble.
- Musisz tam pójść. Przynajmniej raz. Jeżeli nie będzie ci się podobać nie będę cię już więcej męczyć. Okey?
- Okey.
Chris leżał na sofie, a ja wcisnęłam się pomiędzy jego nogi i znów czytałam książkę.

Książka:
Niczego nie czułam. Niczego nie widziałam. Wszystko było mi obojętne. Po prostu odpłynęłam.
Usłyszałam męski głos.
- Po operacji jej stan jest stabilny. Jeżeli się wybudzi, wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję - usłyszałam głos mojego taty.
- Zobaczy pan, wszystko się ułoży - to był Tom.
- A co jeśli się nie obudzi? - ale ja się obudziłam.
- Nie może pan tak myśleć.
- Jestem - szepnęłam i nagle oboje stanęli przy łóżku. Moje ciało przeszył niesamowity ból.
- Diana! Kochanie obudziłaś się! - poczułam smak krwi w ustach i znowu straciłam przytomność.
Koniec rozdziału.

Poczułam jak ktoś całuje moje ramię od dołu do góry, a potem przechodzi do szyi. Musiałam przerwać.
- Christopher, ja czytam.
- Oj tam.
- Czego ty chcesz?
- Ciebie - westchnęłam.
- Nie dasz mi poczytać, prawda?
- Nie - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Ale sobie poczekasz - usiadłam na drewnianej podłodze. Mruknął niezadawalająco. Zachichotałam i już otwierałam książkę, kiedy Chris podniósł mnie, chwycił za pośladki i zaczął iść w stronę sypialni.
- Jesteś taka leciutka.
- Christopher! Puść mnie natychmiast!
- Moje pełne imię wypowiedziane przez ciebie brzmi tak podniecająco - wybuchłam śmiechem.
- Wariat! - krzyknęłam. Po chwili leżałam już na łóżku i byłam zajęta raptownym i namiętnym pocałunkiem. Jeszcze nigdy mnie tak nie całował...

_________________
Pisałam na telefonie więc za niewygody w pisaniu przepraszam.
Rozdział chyba nie najgorszy :)
Czekam na jakieś komenty ⊙ω⊙