czwartek, 26 czerwca 2014

34. "My life and love ?"

Czcionka pochyła SEN

Siedziałam u Chris’a na kolanach i rozmawiałam z nim. Próbowałam od niego wyciągnąć jakiś informacji na temat celu tej wycieczki, ale za każdym razem sprytnie zmieniał temat i natychmiast o tym zapominałam.
- Idę do toalety – wstałam. W samolocie nie było zbyt dużo miejsca. Nie byłam tym zniesmaczona - w końcu to mały, prywatny samolocik – wręcz przeciwnie, było tu przytulnie. W stronę przeciwną do mojej szedł stewardess z tacą, na której stały dwa kieliszki czerwonego wina. Uśmiechnęłam się do niego i w momencie, kiedy koło siebie przechodziliśmy pojawiły się turbulencje. Ja poleciałam w stronę okien, ale na szczęście złapałam się półki i tylko porządnie rąbnęłam łokciem sama nie wiem gdzie. Niestety wino wylądowało na mnie. Na sukience od Chris’a na mojej klatce piersiowej.
- Przepraszam – usłyszałam głos młodego mężczyzny. Natychmiast wziął białą ściereczkę i już miał zacząć ścierać plamę, kiedy Chris gwałtownie ją mu wyrwał.
- Mógłbyś trochę uważać – warknął.
- Przestań, nic się nie stało. Z resztą to nie jego wina – wtrąciłam. – Ta sukienka to i tak nie mój gust – zachichotałam. Chciałam rozluźnić atmosferę.
- Posprzątaj to – mruknął zły Chris.
- Oczywiście – odpowiedział chłopak. Podeszłam bliżej toalety. Chris poszedł za mną.
- Mamy tylko jeden problem – skrzywiłam się – Nie mam się za bardzo w co przebrać.
- Wszystkie walizki są w bagażniku. Teraz się do niego nie dostaniemy – zdjął swoją marynarkę – To musi ci wystarczyć kotku – cwaniacko się uśmiechnął.
- Super – bąknęłam pod nosem – zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro. Było gorzej niż przypuszczałam. Plama była ogromna. Planowałam tą marynarkę założyć na sukienkę, ale w tym wypadku nie da rady. Szpilki, bielizna i męska marynarka. Super. Mam nadzieję, że ten samolot to bezpośredni środek transportu. Nie byłam zła. Było mi szkoda tego chłopaka. Wiedziałam, że nie zrobił tego specjalnie. A przynajmniej nie będę musiała już chodzić w tej kiecce. Na moje oko to to się nie odpierze. Wyszłam z malutkiej kabiny i z powrotem powędrowałam na kolana mojego chłopaka.
- Następnym razem kupię ci taką marynarkę i szpilki – szepnął mi do ucha.
- Wtedy już nigdzie z tobą nie pójdę w takim stroju.
- Kto powiedział, że musimy gdzieś iść? Będziesz paradować tak w domu – wybuchłam śmiechem.
- Ale masz marzenia – westchnęłam – Nie wywalisz go z pracy, prawda?
- Raczej powinienem.
- Chris, to nie jego wina, że były turbulencje.
- Dobra, dobra. Nic ci nie jest? – chwyciłam się za nadal pulsujące miejsce.
- Walnęłam się w łokieć – skrzywiłam się.
- Bardzo boli?
- Nie.
- Dzielna dziewczynka – przygryzł dolną wargę, a po chwili nasze usta były już złączone.

***


Wylądowaliśmy na kolejnym lotnisku. Nie wiedziałam gdzie. Nikt nie chciał mi powiedzieć. Ale było strasznie zimno. Cała się trzęsłam. Jednak ten mały samolocik to dopiero jakaś część tej całej drogi. Masakra. Przesiedliśmy się do dużego samolotu – pasażerskiego. Mnóstwo ludzi. A ja w samej marynarce. To musiało być widowisko. W środku było już ciepło. Kiedy usiedliśmy natychmiast wtuliłam się w Chris’a. Byłam wykończona.
- Zmęczona?
- Mhm.
- Śpiąca?
- Tak – ziewnęłam.
- Dobranoc – musnął mnie w czoło.
- Gdzie lecimy?
- Zobaczysz.
- Kiedy dolecimy?
- Jak się obudzisz.
- Wredota z ciebie – szepnęłam i ponownie zostałam pocałowana w czoło.
- Dobranoc skarbie – zasnęłam. Nie miałam żadnych sił na walkę ze snem. Teraz był silniejszy ode mnie.

Szłam przez miasto. Weszłam do parku. Powietrze było tego dnia bardzo ciężkie. Czułam się niepewnie. Zaczęłam się bać. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czułam, że ktoś mnie dotyka za ramię, ale kiedy się odwracałam nikogo nie było. Zrezygnowałam z zakupów i skierowałam się prosto do domu. Jak tylko otworzyłam drzwi zaczęła się wielka burza, której jak zwykle się bałam. Zawinęłam się w koc i napisałam do Chris’a, żeby do mnie przyjechał. Po 10 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zachwycona faktem, że to mój chłopak pobiegłam otworzyć. Ale to nie był Chris. W drzwiach stał mój ojciec z kuchennym nożem, który po chwili wylądował w moim brzuchu. Kiedy opadałam na podłogę przez okno zobaczyłam jedynie uśmiechniętego Chris’a.

Gwałtownie otworzyłam oczy i poniosłam głowę. Byłam przerażona. Szybko oddychałam. Poczułam, że Chris ściska moją dłoń i patrzy na mnie z niepokojem.
- Co się stało? Jakiś koszmar? –zapytał, a ja kiwnęłam głową.
- Mój ojciec. Wypuścili go, przyszedł do mnie do domu i mnie zabił. Nie zdążyłeś przyjść na czas – z oczu wypływały mi łzy.
- Już dobrze – przytulił mnie i głaskał po włosach – Spokojnie, nic takiego się nie wydarzy. Będę zawsze przy tobie, obiecuję – powoli się uspokajałam.
- Długo jeszcze?

- Już lądujemy.


______________________________

Podoba mi się ten rozdział :)
A Wy jak go oceniacie? Liczę na jakieś komentarze !
Jak chcecie pogadać to tu: ASK
Nie wiem czy wiecie ale piszę też tu, gdzie piszę jako Elsa
Życzę Wam udanych wakacji miśki ;*

5 komentarzy:

  1. ZAJEBISTEE <2222222 lofki lofki lofki lofki <222 kochaaaaaaam cieee!1!!1
    kiedy następny rozdział? <2222 nie moge sie doczekać <2222 !!!!111!!1

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha dziękuję <2 ale kiedy następny to nwm :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham, w końcu się wszystko rozwija (nareszcie przeczytałam :D) weny <3 ~ Sooyoung

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero co zaczęłam czytać twoje opowiadania i bardzo mi się podobają. Czekam na kolejny rozdział :* Wenyy <33 :***

    OdpowiedzUsuń