sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 33 "My life and love ?"

Ten rozdział dedykuję każdemu czytelnikowi, który cierpliwie czeka na rozdział ;*


Podeszłam bliżej do Chris’a.
- Widzę, że już wszystkich poznałaś – wyszczerzył się.
- Twoje kuzynki na pewno – zachichotałam.
- One to są udane,
- Zasugerowałam, że cię im pożyczę.
- Wiesz, że mogę nie wrócić – zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz – Przepraszam – odszedł i odebrał. Byłam lekko zniesmaczona tym telefonem, no ale trudno. Chodziłam po Sali i rozmawiałam jeszcze z niektórymi gośćmi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.  To była Ann z widocznym już brzuszkiem, a za nią Josh, mama, Henry, Dan, Tom, Nathaly i Patty…? Tak to była ona. Trzymała Dan’a za rękę. O matko! Są razem?!
- Co wy tutaj robicie? – zapytałam uradowana.
- Przyszliśmy się pożegnać – odpowiedział Dan, a Josh go szturchnął.
- Jak to? Dlaczego mamy się żegnać? Przecież nigdzie nie wyjeżdżacie prawda?
- Nie. Ale my tak – usłyszałam za sobą głos Chris’a.
- Nigdzie nie jedziemy, ale potem o tym porozmawiamy. Teraz muszę z nimi pogadać. Tak dawno was nie widziałam! – usiedliśmy przy naszym stoliku. Zaczęliśmy rozmawiać. Zostałam utwierdzona w przekonaniu, że mój przyjaciel i Patty są parą. Teraz patrzył czułym i kochającym wzrokiem na nią – nie na mnie. To też mnie ucieszyło. Ann powoli szykuje się do przyjęcia na świat dziecka. Wszyscy są nieźle nakręceni tym maleństwem. Ja jednocześnie słuchając tych wszystkich news-ów rozmyślałam co ten Chris znowu wymyślił. Nie ma mowy nigdzie z nim nie jadę. Już wystarczająco dużo pieniędzy wydał na tą sukienkę.
- Kochanie musimy się już zbierać – Chris wstał od stołu.
- Musimy porozmawiać – wstałam i zaciągnęłam go za rękaw w kąt sali. Czułam, że szykuje się sprzeczka.
- Co się stało? – zapytał śmiejąc się. Klepnęłam go w ramię.
- Co ci tak wesoło?
- Bo się złościsz. Bez powodu.
- Gdzie się wybierasz?
- Wybieram się, ale z tobą.
- Ja nigdzie nie jadę.
- Jedziesz.
- Chris! Nie mogę!
- Możesz.
- Nie lubię jak wydajesz na mnie pieniądze! Nie mogę cię tak obciążać! Ja ci takiego nic nie mogę dać! – objął moją twarz rękoma i spojrzał mi w oczy.
- Dajesz mi coś pięknego. Kochasz mnie, a ja mam tych pieniędzy tyle, że z przyjemnością na ciebie wydaję, jasne?
- Nie. Ja nigdzie nie jadę. Przykro mi, ale nie – wróciłam do stołu i kontynuowałam rozmowę z bliskimi. Gadałam z nimi dopóki nie usłyszałam głosu Chris’a w głośnikach.
- Szanowni panie, panowie i goście – zaczął, a ja odwróciłam się w jego stronę – Mam do was wielką prośbę – popatrzył na mnie i szeroko się uśmiechnął. Zmarszczyłam brwi.
- Moja dziewczyna Holly, którą dzisiaj poznaliście nie chce ze mną wyjechać w podróż. Jest strasznie uparta i nie mogę jej przekonać, żeby ze mną pojechała. Czy moglibyście ją do tego nakłonić? – byłam zawstydzona. I to porządnie. Wszyscy dookoła mnie ustawili się w kółeczko, a ja byłam w samym środku. Po chwili zaczęli klaskać. Teraz nie miałam wyjścia. Musiałam się zgodzić. Podeszłam do Chris’a i wyrwałam mu mikrofon.
- Życzcie nam udanej podróży – puściłam do wszystkich oko i usłyszałam jeszcze głośniejsze brawa i śmiechy. Chyba udało mi się zdobyć ich sympatię. Ale to nie zmieniało faktu, że nie chciałam tam jechać. Gdziekolwiek to było. Weszliśmy do windy i mój mężczyzna wcisnął przycisk z numerem 17+. O co chodziło z tym plusem.
- Mówiłem, że pojedziesz – cwaniacko się uśmiechnął.
- Podstępna małpa – burknęłam i zostałam muśnięta w policzek. Drzwi od windy otworzyły się, a we mnie uderzył zimny i silny wiatr. Byliśmy na dachu tego budynku. No nieźle. Chris splótł nasze dłonie. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam prywatny samolot.
- Chris! – krzyknęłam – Co to ma znaczyć?!
- Coo? – udawał, że nic nie słyszy.
- Gówno – warknęłam pod nosem. Byłam wściekła. Pociągnął mnie za rękę. Samolot był już gotowy do startu. Przez wiatr, który w nas uderzał ciężko było jakkolwiek tam wsiąść. Jednak dzięki pomocy dwóch mężczyzn w końcu wsiedliśmy. Usadowiłam się w skórzanym fotelu i zapięłam pasy. Nie miałam ochoty na rozmowy z chłopakiem. Patrzyłam się cały czas w okno.

- Kochanie?
- Czego?
- Złość piękności szkodzi, wiesz?
- Bywa.
- Proszę mi tutaj fochów nie strzelać.

- Bo co? – odwróciłam się a on bez wahania porządnie wbił się w moje wargi. Jeśli myśli, że po tym pocałunku nie będę już taka zła to… to chyba ma racje.



___________________________________
Coś tam napisałam.
Nie uważam, żeby to było jakieś cudowne,
ale przyjemnie mi się pisało ;)

1 komentarz: