sobota, 29 marca 2014

Rozdział 5 "My life and love ?"

Znowu do szkoły. Zapowiada się kolejny cudowny tydzień. Tylko może ten będzie już lepszy, bo ostatni w tym roku szkolnym. Dzisiaj wstałam wcześniej niż zwykle. 6:00. Jak na mnie to za wcześnie. Jednak wstałam i pierwsze co zrobiłam to poszłam do kuchni. Zjadłam śniadanie i w ciszy wypiłam gorąca herbatę. Wszyscy jeszcze spali. Albo się nade mną litują i dają mi posiedzieć w samotności. Dziękuję. Przyda się. Chociaż może ja jej mam już za dużo. Też możliwe. Może własnie przez tą nocną samotność i użalanie się nad sobą wszystko jest złe. Może potrzeba jednego szczerego uśmiechu? Może to właśnie dzięki niemu będę widziała trochę inaczej? Lepiej? Sama mam już siebie dość. Brakuje mi tylko, żeby się pociąć i zabić. Ale ja tego nie zrobię. Za bardzo się boję. Mam świadomość, że gdybym to zrobiła cała przeszłość by wróciła. A tego nie chce. Poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, ubrałam się i usiadłam na łóżku. Była 6:56. Co ja mam teraz robić? W sumie lepsze to niż zaspać, a potem skorzystać z "dobroci" (jeżeli można to tak nazwać) jakiegoś psychola. Wzięłam do ręki telefon i włączyłam go.
10 nieodebranych połączeń. Od Chris'a oczywiście.
7 nowych wiadomości. Też od Chris'a.
Nawet ich nie czytałam. Wszystkie usunęłam. Byłam na niego wściekła. Opadłam na łóżko. Może to rzeczywiście jakiś psychopata? Zaczęły przechodzić mnie dreszcze. Co ja wygaduje?! Ktoś by mi chyba powiedział, albo coś w tym stylu. Podniosłam się, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Szłam wolno. Miałam jeszcze pół godziny. Na miejsce doszłam 10 minut przed dzwonkiem. Siadłam pod ścianą i popatrzyłam się na wszystkich wokół mnie. Każdy z nich żył już wakacjami. I dobrze. Bynajmniej nie zamartwiają się, czy wrócą dzisiaj bezpiecznie do domu, czy też nie. Nieważne. I tak mnie nikt nie zrozumie. Co ja w ogóle wygaduję? Od rana coś pierdziele. O wszystkim i o niczym. Jestem dzisiaj jakaś nijaka.
Lekcje były na luzie. Nikomu się już nic nie chce i nikt nic nie robił. Nudy. Wyszłam ze szkoły. Szłam chodnikiem. Nagle podjechał czarny samochód. Dorównał mi tępa. Dobrze wiedziałam, że to ten laluś. Nie odwracałam głowy.
- Dlaczego nie odbierałaś telefonów? - usłyszałam jego głos.
- Nie miałam ochoty na konwersacje z tobą.
- Nie stęskniłaś się? - spytał udając zawiedzionego.
- A co myślałeś, że ci się rzucę w ramiona?
- Miałem nadzieję.
- Tak myślałam.
- Wsiadaj do auta.
- Co?
- Chcę cię gdzieś zabrać.
- Nigdzie z tobą nie jadę.
- No chodź.
- Nie mam zamiaru spędzać z tobą wolnego czasu.
- Masz problem, bo będziesz musiała - wyszedł z auta i wziął mnie na ręce. Zaczęłam wrzeszczeć i się wyrywać, ale to nic nie dało.
- Zgłupiałeś?! - krzyknęłam, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Możliwe.
- Wiesz, że mogę cię za to pozwać do sądu?
- Nie zrobisz tego.
- Skąd wiesz?
- Bo cię znam - prychnęłam.
- Jasne. Chcę wracać, odwieź mnie do domu.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo chcę ci coś pokazać.
- Co?
- Zobaczysz.
- Nienawidzę cię.
- W taki sposób wyjawiasz mi miłość, tak? - uśmiechnął się cwaniacko.
- Idiota - warknęłam. Przez całą drogę była cisza. Jechaliśmy na miejsce z jakąś godzinę. Był to jakiś tor, a raczej stara droga, po której już nikt nie jeździ, ale do wyścigów się nadaje. Właściwie nie wiem, jak to opisać. Dużo ludzi. Sportowe samochody. Papierosy, narkotyki, alkohol, dziewczyny i pieniądze. Nie czułam się tu bezpiecznie. Żałowałam, że w ogóle wychodziłam z tej szkoły.
-Ścigasz się? - zapytałam.
- Tak.
- Po co?
- Żeby zapomnieć - zapanowała chwila ciszy, po czym powiedział - Wysiądź z samochodu.
- Co? Dlaczego?
- Nie chcę, żeby ci się coś stało. To wyścigi bez zasad. Wszystko jest możliwe.Wysiądź.
- Nie ma mowy. Skoro mam okazję brać udział w wyścigu to jej nie zmarnuję. Było mnie tu nie przywozić - na jego ustach pojawił się uśmiech, a ja gorzko żałowałam, że to powiedziałam.
- Okey. Jak chcesz - ustawił się na starcie, a mi już żołądek podchodził do gardła. Co ja mądrego zrobiłam?! Mogę się zabić. Głupek ze mnie. Bałam się. Ruszyliśmy z piskiem opon. Wcale mi się to nie podobało. Wbiłam się w fotel i zaciskałam powieki na każdym ostrym zakręcie. Cały czas albo my w kogoś uderzaliśmy albo ktoś w nas. Nie mogę powiedzieć, że się nie bałam. Strach mnie zżerał, ale w sumie sama nie wiem, czy większy był strach, czy poziom adrenaliny.
- Ile okrążeń? - zapytałam, mając nadzieję, że to wszystko się zaraz skończy.
- Jeszcze jedno - powiedział poważnym głosem. Wiedziałam, że był skupiony na drodze. Wiedziałam też, że mu przeszkodziłam. Ale to już było ostatnie okrążenie. Szczęście w nieszczęściu. Właśnie na tym okrążeniu toczyła się największa walka.


_______________________________

No jak tam kochani ?
Chyba taki średni nie ?
Czekam na komentarze !

2 komentarze:

  1. Wooo, "Szybcy i wściekli"! Brum brum. Og og, dobra juz mi odwala XD Taki całkiem spoko.
    Ciekawe to: "Żeby zapomnieć..." to jego też zgwałcili?!
    Pozdro od zwalonej dziewczynki Gabrysi :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwalona Gabrysia :* "Szybcy i wścielki" ? od tego się zaczęło :P
    Pozdrowionka <3

    OdpowiedzUsuń