piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 11 "My life and love ?"

- Holly! Szybko wstawaj! – wrzeszczała mi do ucha Ann.
- O matko!  - zerwałam się z łóżka.
- Ubieraj się! Jedziemy do kosmetyczki i do fryzjera. Szybko!  - pobiegłam do łazienki. Wychodząc z niej rzuciłam Chris’owi szybkie „hej!”  i go przytuliłam. Nie pytajcie co się ze mną stało, bo naprawdę nie wiem.
- Przepraszam – powiedziałam zawstydzona i pobiegłam do kuchni. Gryz kanapki, łyk soku i siedziałam w samochodzie. Mamy tylko 6 godzin do ceremonii. Pojechałyśmy do centrum – ja pierwsza u fryzjera, a Ann u kosmetyczki. Potem nasze stanowiska się zamieniły. Zeszło nam się w mieście 3 godziny. Od razu wróciłyśmy do domu. Przeniosłam wszystkie nasze rzeczy do pokoju Ann i tam nas zamknęłam. Najpierw ubrałyśmy ją. Wyglądała prześlicznie.
- Teraz ty Holly nie mogę pozwolić, żeby moja druhna brzydko wyglądała – zaśmiałam się. Popatrzyłam na brzuch Ann. Był jakiś większy. Można to było zauważyć od razu, ponieważ Ann była szczupła.
- Przytyłaś czy co? – zaśmiałam się.
- Będziesz ciocią – uśmiechnęła Ann.
- O matko! Naprawdę?! Tak się cieszę! – zaczęłam wariować.
- Chodź ubieraj się. Za godzinę musimy być na miejscu.
- To mi pomóż! – ubrałam się w tą przepiękną sukienkę. Byłam ze swojego wyglądu zadowolona.  Ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam? – krzyknęłam.
- To ja Chris. Jesteście już gotowe?
- Tak, zabierz Ann, ja pojadę z Josh’em. Zobaczą się dopiero przed ołtarzem. Okey? – powedziałam.
- Jasne. Ann możesz wyjść. Josh’a nie ma – schowałam się za drzwiami, a Ann wyszła.
- Wow. Przepięknie wyglądasz – powiedział zdziwiony Chris, kiedy moja kuzynka wyszła. Ja zamknęłam drzwi i usiadłam na chwilę na fotelu. Musiałam ochłonąć. Założyłam wysokie buty i wyszłam poszukać  Josh’a.
- Josh? – krzyknęłam.
- Tak Holly?
- Musimy już jechać!
- Wiem, chodźmy – stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Hm… Jaki przystojniak – powiedziałam, gdy zobaczyłam Josh’a.
- Hm… Jaka piękna kobieta – wybuchnęłam śmiechem.
- Zobaczymy ci będzie ci tak wesoło przed ołtarzem – powiedziałam.
- Weź mnie nie strasz – pojechaliśmy na miejsce.  Po 10 minutach byliśmy pod kościółkiem. Zaczęła się ceremonia. Stanęłam za Ann, a za Josh’em stał Chris. Cholera! Czy oni mi to zrobili specjalnie?! Nieważne. Teraz chciałam wpatrywać się w te młode małżeństwo. Cieszyłam się ich szczęściem. Widać, że się kochają. Po ceremonii wszyscy goście udali się do restauracji. Grała muzyka, a ja pierwsze co zrobiłam to wpadłam do kuchni. Musiałam im pomóc. Po wczorajszym wyjściu nie mogłam ich tak zostawić. Szybko sprawdziłam, czy wszystko jest jadalne i kazałam rozdawać gościom. Muzyka grała już głośno. Było wesoło. Przywitałam gości i podeszłam do swojej rodziny. Mama wyglądała na taką szczęśliwą z Henry’m. Alex rozmawiał z jakąś dziewczynką w jego wieku. Chyba świetnie się dogadywali. Przynajmniej nie będzie mu się nudziło. Chyba wszystko było opanowane. Usiadłam obok Josh’a. Tam było moje miejsce. Jednak nie na długo. Zobaczyłam, jak jeden kolega z kuchni był zdenerwowany. Wiedziałam, że to zły znak. Pobiegłam do kuchni. Okazało się, że wszystko dało się naprawić. Postanowiłam, że zostanę tam na chwilę i jeszcze im pomogę. Założyłam fartuszek, żeby nie narażać swojej sukienki na niebezpieczeństwo. Zaczęłam wszystkich uspokajać, bo nikt nie czuł się pewnie. Po głównym daniu było już lepiej. Mogłam opuścić to pomieszczenie. Wyszłam. Trafiłam w samą porę na taniec młodej pary.  Wszyscy wokół nich zaczęli tańczyć. Ja zeszłam na bok. Chciałam porozmawiać z mamą. Jednak ona i Henry też tańczyli. Potem pan i pani młoda zaczęli tańczyć z gośćmi. Mnie zaciągnął Josh. Nie zaprzeczałam.
- Gratuluję – powiedziałam.
- Czego?
- Małżeństwa i dziecka.
- Powiedziała ci?
- Tak jakby.
- To znaczy?
- Sama zobaczyłam, a twoja żona to potwierdziła.
- Rozumiem.
- Dobrze tańczysz – uśmiechnęłam się – Jeszcze z tobą nie tańczyłam – skrzywiłam się.
- Rzeczywiście chyba nie mieliśmy okazji – w tej chwili podszedł do nas Chris.
- Odbijamy – powiedział i Josh przekazał mnie w jego dłonie. Głupio było mi spojrzeć w oczy po tym co rano zrobiłam.
- Cudownie wyglądasz Holly – powiedział, a ja się zarumieniłam. Popatrzyłam się w podłogę. Zawstydziłam się.
- Dziękuję.
- Naprawdę – popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się.  Nadal widziałam w nich trochę smutku. Tak jak wczoraj wieczorem. Nie wiedziałam tylko o co chodzi. – Musimy pogadać.
- Też tak myślę – odpowiedziałam bez namysłu – Ale chyba musi to trochę poczekać.
- Dlaczego?

- Bo muszę uciec na chwilę do kuchni – skłamałam.  Po prostu nie chciałam teraz z nim gadać. Jeszcze nie wiedziałam dlaczego. Puściłam jego ręce i odeszłam. Było mi znowu głupio, ale jakoś bałam się tej rozmowy.

_______________________________

Co tam u Was kochani ?
Nareszcie piątek !
Podoba się ?
Miłego weekendu ! :*

2 komentarze:

  1. Bu!
    Fajne, ale trochę skróciłaś ten ślub... mogłaś chociaż dać "Czy ty, Ann, bierzesz sobie Josh'a za męża?" itd. ale okejki ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam nad tym i się z tobą zgadzam, ale mi się nie chciało :P
    Przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń