wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 8 "My life and love ?"

Tak mi się bynajmniej wydawało, że byłam spokojna. Może byłam spokojna tylko z jednego względu: Jestem w bezpiecznej odległości od domu Nath. Ale z drugiej strony byłam sama, ciemną nocą na jakimś chodniku. Nie za bardzo wiedziałam, gdzie. Bałam się. Dziwne. Jednocześnie być spokojnym i się bać. Z dwóch różnych przyczyn. Miałam złe przeczucia. Nagle usłyszałam jakiś szelest, śmiech, czyjeś kroki. Może mi się tylko wydaje. Może to już moja panika. Może powinnam iść do psychiatry albo coś takiego. Przeszły mnie dreszcze. Latarnie świeciły, ale to nie zmieniało nocy na dzień. Chyba wolałabym, gdyby tych latarni nie było. Przynajmniej nie widziałabym nikogo i tym bardziej mogłabym sobie wmówić, że to mój umysł chce mnie nabrać. Szłam dalej. Przyśpieszyłam kroku. Ktoś szedł za mną. Wyraźnie czułam czyjś oddech na swoich plecach. Nie chciałam się odwracać. Bałam się tego, co tam zobaczę. Jakiegoś potwora? To by było nierealne, ale jakiegoś pedofila, albo zabójcę? W mojej głowie pojawiały się najgorsze scenariusze końca tego dnia. A raczej początku następnego. Było już grubo po północy. Zaczęłam biec. On zaczął biec za mną. W środku mnie coś się gotowało, a na zewnątrz byłam zmarznięta.
- Gdzie biegniesz? – zapytał głos, który biegł za mną. Znałam go. Wystarczyło jedno spotkanie, żeby zapamiętać ten głos. Po ciele przeszły mnie ciarki. Odwróciłam się. Zobaczyłam ten groźny wzrok. Ten sam, co na wyścigach. Tylko jak on mnie znalazł? Odpowiedź była jedyna i oczywista. Śledził mnie. Teraz mógł wiedzieć wszystko.
- Czego chcesz? – warknęłam.
- Hm… Pomyślimy. Masz moją kasę. Czego mogę chcieć?
- To już nie twoje pieniądze. Przegrałeś – tym słowem go mocno zdenerwowałam. Chwycił mnie za szyję i lekko przytrzymał.
- Ja nigdy nie przegrywam – syknął.
- Żebyś się nie zdziwił.
- Ty s… - podniósł pięść i już chciał mnie uderzyć, ale nie zdążył tego zrobić, tak samo, jak nie zdążył dokończyć zdania. Podjechał do nas jakiś samochód. Nie widziałam, jaki. Miałam tylko nadzieję, że to jakiś ratunek. Ten facet ściskał mnie w szyi cały czas. Ledwo oddychałam. Z auta ktoś wysiadł. Podbiegł do nas i walnął tego faceta porządnie w twarz. Zauważyłam, że to był Chris. Jedno uderzenie, drugie, trzecie i tak dalej. Musiałam to przerwać.
- Chris! – Polała się krew. Nienawidziłam przemocy. Rozumiem dwa razy dostał należało mu się, ale nie trzydzieści! – Chris przestań! – on zaraz go zabije – Chris! Stój! Przestań! – krzyczałam, ale to nic nie dało. Wskoczyłam mu na plecy i zaczęłam dłoniami uderzać o ramiona, zwrócić uwagę, że tu jestem – Chris! – dopiero, kiedy zobaczył, że po mojej twarzy spływają grube łzy przestał. Złapał mnie za rękę i wsiedliśmy do samochodu. Płakałam. Cichutko. Byłam w tym perfekcyjna. Całe noce przepłakałam miałam wprawę. Ostatnio już było dobrze. Spałam każdej nocy. Nie płakałam. Teraz znowu. Powrót do przeszłości.
- Nie płacz – powiedział Chris. Ja go nie słuchałam. W tej chwili go nienawidziłam.
- Mogłeś go zabić! – krzyknęłam.
- A on mógł ciebie zabić!
- No i dobrze! Mógł to zrobić dużo wcześniej!
- Nie mów tak!
- Wiesz, że możesz pójść za to siedzieć, prawda?
- Nie pójdę.
- Skąd wiesz?
- Nie pójdzie na policję, bo wszędzie go szukają.
- Ale to nie był powód, żeby go aż tak pobić!
- A miałem dopuścić, żeby ciebie pobił? – płakałam. Teraz to wszystko wróciło. Cała przeszłość. Calutka. Wszystko od początku trzeba będzie przechodzić jeszcze raz. Jeżeli w ogóle będę mieć na to siłę. W co wątpię. Samochód się zatrzymał. Wysiadłam. Byliśmy nad jakimś jeziorem. Usiadłam na piasku. Dławiłam się już tym płaczem.
- O co ci chodzi, co? – zapytał, siadając obok mnie.
- Jak byłam dzieckiem i nie tylko, Jake bił mnie, mamę i Alexa. Nienawidzę przemocy – naleciała nowa fala płaczu.
- Jaki Jake?
- Mój… – przerwałam.
- Kto?
- Ojciec – z trudem odpowiedziałam.  Zakryłam twarz i zaczęłam znowu płakać. Nie wiem skąd miałam jeszcze na to siłę. Nie wiem.
- Co z nim teraz jest?
- Siedzi w więzieniu.
- To dobrze – pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
- Przez całe noce płakałam. Każda noc wyglądała tak samo. Ostatnio się opanowałam. Zaczęłam normalnie funkcjonować. Teraz znowu, wszystko zacznie się od początku.
- Nie zacznie się.
- Zacznie się Chris, zacznie. To jest silniejsze ode mnie. Nie umiem sobie poradzić z przeszłością. Jestem na siebie za to zła, ale nic nie poradzę. Dlatego nic ci nie mówiłam. Nie chciałam, żebyś traktował mnie tak jak jakąś chorą psychicznie.
- Ktoś cię tak traktuje?
- Nie wiem. Pewnie tak tylko, że nikt mi tego go nie mówi, bo nie chce mi robić przykrości.
- Wątpię.
- A ja nie – przytulił mnie. W sumie chyba tego potrzebowałam. Było mi zimno. Chris chyba to zauważył, bo zdjął swoją kurtkę i założył mi ją na ramiona.





_________________________________

Kochani jest !
Może być... chyba :P
A Wam jak się podoba ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz