czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 10 "My life and love ?"

Położyłam się w salonie i włączyłam telewizor. Oglądałam jakiś film. Był całkiem ciekawy, więc nie miałam zamiaru iść spać. Zamknęłam tylko na chwilę oczy, żeby się zregenerować, a ktoś od razu go wyłączył.
- Oglądam – burknęłam.
- Właśnie widzę – poznałam  po głosie, że to Chris. On się już chyba nigdy nie odczepi.
- Co ty tu robisz?
- Przyjechałem zobaczyć, co u ciebie.
- Nic nowego, czyli wszystko w porządku. Możesz już wracać.
- Prawdziwe oblicze Holly. Niemiła, wredna i arogancka – otworzyłam oczy i usiadłam.
- Coś ci nie pasuje?
- Nic takiego nie powiedziałem.
- I tego się trzymaj.
- Cześć Chris! – wpadła Ann.
- Hej Ann! – przywitał się.
- Co u ciebie?
- Po staremu. Jak zawsze jakoś leci. Oprócz tego, że w moim życiu pojawiła się nowa dziewczyna.
- O! Coś nowego. Opowiadaj – zaczęła mnie interesować ta rozmowa.
- Więc jest strasznie piękna, bardzo odważna, wiele przeszła, ale nadal się trzyma. Bywa wredna i niemiła. Lubię ją denerwować. Ślicznie wygląda, gdy się złości – czyżby Chris’owi podobała się jakaś dziewczyna? Może wreszcie da mi spokój. Ale chwila… Cholera! Przecież on mówi o mnie! Wkurzyłam się. Co on sobie myśli?!
- Idiota – warknęłam i poszłam do pokoju, który został mi przydzielony na wakacje u Ann i Josh’a.
- Holly! – krzyknęła Ann. Miałam ją chwilowo gdzieś. Rzuciłam się na łóżko. Po moim policzku spłynęła niechciana łza. Szybko ją wytarłam. Wtuliłam się w poduszkę. Zasnęłam. Rano wstałam o 7:30. Od razu poszłam się umyć i ubrać. Wpadłam do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole i się we mnie wpatrywali. Chris też. Byłam zła. Wzięłam butelkę wody i poszłam do restauracji. Kierowałam się prosto do kuchni. Byłam w złym humorze. Wszyscy w kuchni to wyczuli. Nikt się nie odzywał. Byłam im za to wdzięczna. Nie chciałam nikogo zranić moimi słowami. Myślałam cały czas o wczorajszym wieczorze i kroiłam albo marchewkę albo ogórki. Byłam wściekła na Chris’a. Przecież ja do niego nic nie czułam! Ja go nienawidzę i on dobrze o tym wie! A co robi? Próbuje oczarować mnie swoim urokiem osobistym, ale ja taka nie jestem. Już mu to mówiłam, że marnuje swój czas. Waląc nożem o marchewkę skaleczyłam się. 
- Cholera! – syknęłam z bólu, a po moim palcu spłynęła krew. Polałam wodą ranę, a potem zawinęłam ją ręcznikiem papierowym i mocno zacisnęłam. Siadłam i przyglądałam się swoim nogom. Potem przykleiłam plaster. Wzięłam się za siebie i zaczęłam po kolei doprawiać zupy. Zobaczyłam, że zostało jeszcze pół godziny do końca pracy. Spytałam się czy mogę dzisiaj wcześniej wyjść. Nikt nie miał nic przeciwko. Wybiegłam z kuchni z zapłakaną twarzą. Miałam wszystkich dość. Widziałam, jak wszyscy sprawdzają, czy wszystko jest na swoim miejscu. Jutro już ślub, a ja odstawiam przedstawienia. Wybiegłam z restauracji i biegłam prosto przed siebie. Zatrzymałam się w jakimś małym parku. Nie wiedziałam dokładnie gdzie, bo tu często nie przebywam. To Ann i Josh do nas przyjeżdżają. Usiadłam na ławce. Zaczęłam płakać. Wszystko się skumulowało. Przeszłość i teraźniejszość. Byłam bezsilna. Dwóch na jednego? To nie fair. Życie. W nim wszystko jest nie fair. Koło mnie usiadł Chris. Czego on tu jeszcze chce?
- Holly…
- Czego?
- Chodź ze mną.
- Gdzie?
- Musisz o tym zapomnieć. Inaczej cały czas będziesz płakać. 
- Nie mam ochoty.
- Ale to tylko 10 minut stąd.
- Co z tego?
- Na pewno nie narobię ci kłopotów.
- Zobacz, jak ja wyglądam.
- Pięknie.
- Wcale nie. Zresztą trzeba się przygotować do jutrzejszego dnia.
- Wrócimy do domu za godzinę. Chodź – pociągnął mnie za rękę. Szliśmy w ciszy. Teraz mi to nie przeszkadzało. Mogłam tak iść i iść. Po chwili się zatrzymaliśmy. Staliśmy przed bramą do Wesołego Miasteczka. Wybuchłam śmiechem.
- Naprawdę? – zapytałam.
- Tak – zaciągnął mnie na karuzelę. Potem na kolejkę i diabelski młyn. Zachowywaliśmy się, jak dzieci, ale chyba po raz pierwszy fajnie się z nim bawiłam. Normalnie rozmawialiśmy i bardzo dużo się śmialiśmy. Byliśmy tam więcej niż godzinę. Wróciliśmy do domu. Stanęliśmy przed drzwiami, jakby tylko mnie odprowadzał, a przecież on też tu ostatnio mieszkał.
- Dziękuję – powiedziałam.
- Nie ma za co. Mówiłem, że będziesz się świetnie bawić?
- Wcale nie powiedziałam, że się świetnie bawiłam. Ja tylko podziękowałam. Z grzeczności – odpowiedziałam i zobaczyłam, że jego twarz znowu przybrała zmieszanego wyrazu. Dotknęłam jego dłoni – Żartuję! – zachichotałam – Chodź do domu – weszliśmy. Nadal miał zmieszaną twarz. W Wesołym Miasteczku mogłam patrzeć na szeroki i szczery uśmiech, a teraz? Siedliśmy na sofie w salonie razem z przyszłym małżeństwem. Nie odzywaliśmy się do siebie. Chris był jakiś zamyślony. Dziwnie się z tym czułam. Ann i Josh cały czas gadali. Chris wyszedł do kuchni. Poszłam za nim. Wlewał wodę do szklanki.
- Co jest? – zapytałam, a on się zdziwił, że za nim przyszłam.
- Nic.
- Przecież widzę. Nie kłam.
- Tak się właśnie zastanawiam, co ja powiem twojemu chłopakowi, kiedy się o tym wszystkim dowie – wybuchłam śmiechem.
- No musisz się mocno zastanowić – cały czas się śmiałam.
- Co?
- Nic, nic.  A tak naprawdę?
- Nieważne.
- No dawaj!
- Nic. Dobranoc – wyszedł.

- Ej! – krzyknęłam, ale on był już w swoim pokoju. Nie poszłam do niego. Położyłam się na łóżku i tak zasnęłam.

_________________________________________

No i jak ?
Chyba może być :P
Komentujcie !

2 komentarze:

  1. Bu! Fajne fajne i oby tak dalej, wiesz, że dodałam nowy wpis? Krótki, ale jary XD Pozdro

    OdpowiedzUsuń